Francis Bacon w Paryżu
W Paryżu otwarto wystawę obrazów
Francisa Bacona, brytyjskiego malarza, jednego z najważniejszych artystów
sztuki współczesnej. Bacon zmarł w 1992 roku, lecz jego twórczość wciąż
jest żywo komentowana i budzi różnorakie emocje. Wprawdzie artysta miał
w przeszłości wiele wystaw, tę wystawę Francisa Bacona z pewnością zapamiętają
wszyscy. Rodzi bowiem o wiele więcej pytań na temat jego obrazów niż ich
zadano do tej pory. Choć sam artysta udzielił tuziny wywiadów, bogato opisał
swoje wybory i dylematy, jednym słowem mieliśmy do czynienia z obszarem
zamkniętym, dobrze znanym, pojawiły się kolejne pytania, wciąż nurtujące
i niepokojące. Twórczość Francisa Bacona odkrywamy na nowo, mimo że wydawała
się już dobrze znana, rozłożona na cztery łopatki i definitywnie opisana.
Dla wielu ludzi, Bacon to określona
forma, dla innych rozmyte ciało, zamknięty krąg, wnętrze, człowiek, twarz.
Przez dziesięciolecia właśnie forma, rysunek i układ figur paraliżowały
wielu młodych artystów. Bacon inspirował, zakłócał umysły, wściekle wdzierał
się do obrazów malarzy na całym świecie. Jego dekalog artystyczny najlepiej
znali Francuzi i Anglicy, dla których pozostawał punktem intelektualnego
odniesienia, albowiem artysta przyciągał uwagę przeróżnych głów o większej
potędze wyobraźni, niż on sam.
Zatem Bacon to nie tylko forma, to
przede wszystkim literatura, listy, myśl oraz dialog z innymi osobami.
Ten dialog, to nie tylko ścieżka dyskusji artystycznych, lecz także zacięty
romans z wieloma twórczościami z pola intelektualnych zainteresowań artysty.
W jego twórczości ewidentnie widać rozpoznawalny obszar zajęty przez francuskich
myślicieli, a także, filozofów, antropologów, innych malarzy, poetów; liczne
cytaty i bogate skojarzenia. Jego narracyjny styl w dużej mierze bliższy
był splotom kultury francuskiej niż brytyjskiej.
W jakimś sensie ta wystawa jest rodzajem
hołdu złożonego trzem wybitnym postaciom historii sztuki czy nawet szerzej
- światowej elity intelektualnej. Bo to ich namalował Francis Bacon i z
nimi, przez wiele lat, dorastał jako artysta. W tym przypadku słowo "dorastanie"
ma charakter towarzyski, mniej racjonalny, niż gdyby użyć słowa "dojrzewanie",
albowiem Bacon od początku wydawał się być dojrzały i zmotywowany do języka,
któremu pozostał wierny do śmierci.
A zatem mamy Michela Leirisa, głośnego
filozofa, antropologa, etnologa, poety, autora "Wieku męskiego", przyjaciela
artystów czasów awangardy.
Leiris napisał przed laty piękny
tekst o malarstwie Bacona: Pamiętajmy o przeszłości malarza i jego związkach
z surrealizmem. Dopiero od 1949 roku, kiedy rozpoczął malowanie - niejako
na nowo - serią Innocentego X, wtedy zwrócono na niego uwagę. To co wcześniej
namalował, (a Leiris określił jako umotywowaną przeszłość, ale nic
nie znaczącą dla teraźniejszości), to właśnie tamto malarstwo, z czasów
jego pobytu we Francji i debiutu w Transition Gallery (1934), nie jest
nam dziś prawie w ogóle znane.
To, co wiemy i z takim podziwem
oglądamy, to owa figuracja ze szczególnej perspektywy, zawsze w jakimś
ciasnym pomieszczeniu, że zdeformowanym ciałem i bezcielesną twarzą, z
szorstkim pędzlem i wyczuwalną symboliką. To z pewnością była przebyta
długa droga wraz z dziesięcioletnim milczeniem, począwszy od tej słynnej,
drugiej wystawy w Burlington Galleries i fascynacji André Bretonem.
Lecz Leiris nie znał zbyt dobrze
Bacona, gdy Alberto Giacometti mu go przedstawił. Dla Leirisa czysty
humanizm Bacona był czymś najistotniejszym, bliskim jego myśleniu antropologa,
estetyka tropików: "...jest bowiem czas, kiedy podróżnik staje w obliczu
cywilizacji radykalnie odmiennej od jego własnej". Te słowa Claude
Lévi-Straussa można uznać za metaforę relacji Leiris - Bacon w odniesieniu
do czystej malarskiej treści tego ostatniego i głębokiej pustki, po którą
sięga sztuka modernizmu, aby wspinać się do osiągnięcia najwyższego stanu
świadomości. Na marginesie przypomnijmy, że Bacon uważał abstrakcję za
zdobnictwo, a z drugiej strony sam pracował praktycznie nie szkicując,
a zatem gestykalnie i intuicyjnie.
Padło nazwisko Giacomettiego. Ich
relacje, stanowią dowód pewnej intymności. Artysta, wtedy staje się wolny,
kiedy tworzy pamiętnik intymny. Jest to teza akurat dobrze znana. Obaj
potrafili się otwierać, a to dlatego, że towarzyszył im zawsze element
literacki, fascynacje słowem filozofów, ulotnym słowem poezji, a nawet
wiatrem.
Giacometti to wszak Genet, Sartre
i Nietzsche. Święta trójca, punktująca umysł wielkiego rzeźbiarza. Bacon
to Bataille, T.S. Eliot i Nietzsche. Trzeba dostrzegać te fakty, gdy patrzymy
na obu artystów. Obaj rozmawiali nieraz o Nietzschem. Byli też także ludźmi.
Michael Peppiatt przekazał nam, co
jedli i co pili. Otóż Bacon i Giacometti jadali podczas swoich spotkań,
najczęściej ostrygi, a do nich zamawiali Chablis. Obaj nie byli wszak Francuzami.
Burgund do ostryg pasuje od strony formalnej, ale łamie pewien kanon piękna.
To właśnie Leiris, jak na filozofa przystało powiedział, że zanim osiągniemy
absolutne piękno, musi się coś przydarzyć, na co, nie mamy wpływu. To może
być przypadek, punkt styczności albo coś nieistotnego. Tego nie wiemy.
Wielki Michel Tapié, zapisałby te reguły w poczet osiągnięć abstrakcji,
ale Leiris, bliski surrealistom i purystom tego gatunku, odnosił je do
figuracji. I obaj, to jest Bacon oraz Giacometti, w jego mniemaniu tę definicję
spełniali. A zatem obaj artyści, przy okazji Nietzschego zaczynali dzień
od wspomnianych ostryg i butelki Chablis, potem szli na solę, najczęściej
taką prosto z patelni, a kończyli wieczorem, nażarci do syta w jakimś caboulot
przy zakamarkach miasta, popijając dalej, już czymś mniej dostojnym, swoje
gadulstwo.
Drugim, ważnym przystankiem dla Bacona
był paralelny umysł Gilles Deleuze. Jego portret także znajdujemy na tej
wystawie i to on wyznacza pewien odbiór malarstwa Francisa Bacona. Dobrze
jest przeczytać filozoficzną rozprawę Deleuze'a przed oglądaniem obrazów
Bacona. Gilles Deleuze, jeden z największych filozofów współczesnej kultury,
znany teoretyk postmodernizmu, jawi się jako interpretator Bacona, zarówno
w przestrzeni metafizycznej, psychologicznej jak i dosłownej, bo otwierającej
złożoność motywów baconowskiego malarstwa. To subtelna i bardzo trafna
interpretacja, na którą należy zwrócić uwagę. Deleuze, jak wiemy, to poważny
teoretyk, spadkobierca myśli Nietschego. To jemu zawdzięczamy definicje
tryptyku. Twierdził, że tryptyk Bacona to elementy złożoności rytmów aktywnych
i pasywnych. Opozycja i funkcja świadka. Opozycja to zestawy nagiego i
ubranego, zaś funkcja świadka to najważniejsza figura, bo pozostałe są
tylko miarą tej pierwszej. Figury tworzą cyrkulację. Mamy zatem figury
aktywne, które odlatują, są w ruchu. Inne odnajdujemy w momencie spadania,
są zatem pasywne. Deleuze jest interpretatorem obrazów, poszczególnych
obrazów i nadaje im określone treści. Leiris widział w nim humanizm, głęboką
doktrynę odzwierciedlania rzeczywistości. Deleuze widzi mięso zamiast człowieka.
Coś jak strukturę materii. Figura jest w zasadzie rozproszona, tkwi nieco
w tle, może z niego próbować uciec albo odwrotnie, wejść, aby stać się
jego jednolitością. Bacon maluje swoje sylwetki na różowo, co potwierdza
mięsność. Głowa jest organem, ciało odpada od tkanki. To są znaki, które
Deleuze określa jako "ciało, mięso i duch", a które wiążą się w
jakim sensie z jego koncepcją cielesności. "Człowiek, który dokonał
rewolucji w sztuce, w polityce, w religii lub w jakiejkolwiek dziedzinie
i nie odczuł tego skrajnego momentu, w którym nie jest się niczym innym
jak zwierzęciem i nie stanął wobec odpowiedzialności nie tyle za cielęta,
które umierają, co wobec cieląt, które umierają" (Gilles Deleuze, Bacon,
Logika Wrażenia, Wydawnictwo Eperons-Ostrogi, 2018).
Jednym słowem Deleuze zwraca nam
uwagę na głowy Bacona, pozbawione cielesności.
A zatem my, jako odbiorcy, przez
moment musimy się czuć jak niejaki Bacon z powieści Umberto Eco, który
trafia do ciemnicy, albowiem odkrył coś, coś co budziło lęk.
"Powiadają, że Bacon nie żyje.
Soapes zapewnia, że to nieprawda. Nikt nie widział zwłok. Żyje pod fałszywym
nazwiskiem u boku landgrafa Hesji, wtajemniczony w największe sekrety,
a więc nieśmiertelny..." (Wahadło Foucaulta).
I jest jeszcze David Sylvester. Brodaty
krytyk sztuki, kurator wystaw. Zaraz po wojnie pojechał do Paryża i tam
wpadł w pułapkę fascynacji Alberto Giacomettim. Zajmował się Baconem, bo
ta ścieżka była w tym przypadku naturalna. A przecież Sylvester pochodził
z Londynu, wiązał się zresztą z brytyjskimi artystami. Był jedynym, spośród
plejady bliskich Baconowi, rodowitym Brytyjczykiem. Bo Jonathan Littel
jest akurat nowojorczykiem, w dodatku pół Francuzem, jedynie Milan Kundera,
pisząc o portrecie Henrietty Moraes, użył wspomnień z Pragi, dając przy
tym fenomenalny opis tego zdarzenia. Kundera nie dał się wkręcić w filozoficzne
rozważania o Baconie, lecz wspomniał własną historię.
Chronologicznie mamy tu takie osobowości
literackie, z obszaru filozofii, psychoanalizy i historii sztuki: Didier
Anzieu, Jean Clair, Philipe Dagen, Alain Jouffroy, Charles Matton, Gaëtan
Picon, Claude Simon, a także wspomniani wcześniej Leiris, Deleuze i Kundera.
To jedna z największych atrakcji tej wystawy. Bacon i cała reszta. Ich
listy, wspomnienia, teksty, wzajemne relacje. Francis Bacon w całej literackiej
okazałości.
I jeszcze jeden tekst o Baconie.
Napisała go Perrine Le Querrec. Nosi tytuł: Bacon kanibal. Autorka wspomina
fotografię artysty z jego pracowni, która została także pokazana na wystawie
jako swoista sygnatura. Znajduje się na samym końcu ekspozycji, jest odtworzona.
Takie panopticum. Pracownia jak każda inna. Skromna, podobnie jak cały
Bacon. Cichy i niepozorny człowiek:
Świat 6 na 4 metry/
Tutaj powstaje/
W obfitości/
Dzikiego poplątania/
Okruch...
Francis Bacon, en toutes lettres,
Centre Pompidou, Paryż 2019/2020
Tomasz Rudomino
Tomasz Rudomino - historyk sztuki,
dziennikarz, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego i Sorbony. Mieszka w
Paryżu. Pisuje głównie o podróżach i sztukach pięknych. Z aparatem fotograficznym
zwiedził ponad 140 krajów. Pisze również w: wsztuce.com
|