ARTfirmacja, czyli RZEŹBA
Z DUSZĄ - wywiad z rzeźbiarką Mirą DeMartino
Mira DeMartino - Artystka o wielu
talentach. Ukończyła malarstwo na ASP w Gdańsku oraz MBA na Uniwersytecie
w Glasgow w Szkocji i GFKM w Gdańsku. Jak sama o sobie mówi, jest nietypową
artystyczno-biznesową hybrydą. Obecnie mieszka z mężem i dwoma synami w
Pennington, NJ. Już w trakcie studiów prowadziła agencję reklamową, odnosząc
pierwsze sukcesy. Roczny pobyt w Stanach w charakterze modelki sprawił,
że po powrocie do kraju założyła własną firmę i zajęła się projektowaniem
ubrań. Pracowała również jako projektantka i dekoratorka wnętrz. Stojąc
u progu kariery, wspaniałego rozwoju, zdecydowała się na życie w USA. Przyleciała
tu z mężem - Amerykaninem, którego poznała w Polsce. Dziś jest cenioną
rzeźbiarką. Tworzy unikatowe dzieła, głównie na zamówienie. Ich wyjątkowość
polega na tym, że odzwierciedlają one ludzkie doznania, emocje oraz stany
ducha w szczególnych momentach życia. Są historią ludzi, dla których te
rzeźby powstają.
Zapraszam do rozmowy z wyjątkową
kobietą, dla której rzeźbienie stało się osobliwą podróżą w głąb ludzkiej
duszy.
JUSTYNA BEREZA: Miro, jesteś
malarką i bizneswoman z wykształcenia. Opowiedz, co w takim razie zapoczątkowało
Twoją przygodę z rzeźbiarstwem?
MIRA DEMARTINO: Wszystko zaczęło
się już na malarstwie, dlatego że moje obrazy właściwie były rzeźbione.
Zawsze były dużymi płótnami. Bardzo rzadko używałam pędzli. Prawie zawsze
malowałam palcami, a do farb dodawałam jakiś składnik. Zaczęło się od piasku,
potem były inne materiały. Ponieważ te obrazy były ogromne, zaczynały być
strasznie ciężkie i sprawiały trudność w ich przenoszeniu. Wymyśliłam więc,
że będę do nich dodawać aluminium, bo jest bardzo lekkie. I tak nauczyłam
się z nim pracować. Zrobiłam dyplom z malarstwa, ale mój profesor zawsze
mówił, że ja jestem rzeźbiarką, że jestem świetna w kolorze, ale tak naprawdę
to rzeźbię moje obrazy.
Po przylocie do Stanów byłam zagubiona.
Czułam się niespełniona. A przecież dla wielu to wymarzona sytuacja. Wygodne,
spokojne życie. Niczego mi nie brakowało. Otoczona luksusem, wcale nie
byłam szczęśliwa. Czułam się źle. Byłam mamą i żoną, i to było cudowne.
Ale to nie byłam cała Ja. Gdzie jest Mira? - pytałam siebie. W Polsce byłam
Mirą Borkowską. Miałam swoje własne życie, rozwijałam się. Liczyłam się
dla siebie samej. A tu nagle było mi bardzo trudno, i wtedy wróciło do
mnie pragnienie robienia sztuki. Coraz więcej pomysłów rodziło się w mojej
głowie. Dużo czasu spędzałam spacerując po galeriach. To był czas dla mnie
i to mnie inspirowało. Zaczynałam marzyć o rzeźbieniu.
JB: Jak wyglądały Twoje
poszukiwania własnej techniki rzeźbiarskiej? Czy od początku wiedziałaś
w czym chcesz tworzyć?
MD: Moim problemem było to,
że tradycyjne metody rzeźbienia mi nie odpowiadały. Kamień był dla mnie
zawsze za trudny. Casting czyli odlewanie było czasochłonne i kosztowne,
a ja miałam małe dziecko, a potem kolejne. Więc jakby z tego powodu nie
mogłam tego robić. Ceramika była za mała, a do tego dochodziły piece. Byłam
zawsze artystą dużego formatu, więc tu nie mogłabym się spełniać. A bardzo
chciałam. Chodziłam za moim mężem i wciąż powtarzałam, że chcę rzeźbić.
A on mi ciągle powtarzał: "To zacznij to robić".
Jestem żywym przykładem tego, że
jeżeli o czymś marzysz bardzo intensywnie, przywołujesz to i medytujesz,
to po prostu do Ciebie przychodzi. W 2009 w październiku, dokładnie to
pamiętam, podczas medytacji uświadomiłam sobie, że zamiast malować, tak,
jak malowałam, powinnam "zdjąć tę technikę z płótna" i eksperymentując
stworzyć własną technikę rzeźbienia. Znaleźć własny sposób realizowania,
przemawiania i ekspresji w rzeźbie. Wstałam i zaczęłam tworzyć tę technikę.
JB: Dokąd zaprowadziły
Cię Twoje, poszukiwania ? Z jakim materiałem pracujesz?
MD: Swoją technikę stworzyłam
od zera. To moje rzeźbienie. W tej chwili robię znak towarowy nazwy techniki
AlumixArt
mixed media. Jest to głównie aluminium z dodatkiem innych materiałów.
To cudowna metoda. Daje mi możliwość
robienia rzeźby w różnych rozmiarach. Mogę skalować tak, jak chcę. Nie
ma tu procesu topienia ani utwardzania w piecu. Ogromną przewagą mojej
techniki nad tradycyjnymi jest to, że jest bardzo lekka. Robię ogromne
rzeźby, które są lekkie i można je swobodnie przenosić. Rzeźby naścienne
wyglądają na bardzo ciężkie, a w rzeczywistości takimi nie są. Dlatego
na amerykańskich "kartonowych" ścianach, mogą się swobodnie utrzymać.
JB: Czy zdradzisz nam więcej
szczegółów i przybliżysz proces powstawania rzeźby?
MD: Niestety nie, to mój sekret.
Ale powiem tylko tyle, że jest dużo grzania. Jest w tym bardzo dużo ciężkiej
pracy z metalem. Jest przy tym dużo hałasu i walenia. To bardzo ciężka
praca, mój rodzaj treningu siłowego (uśmiech). Dodam, że narzędzia
jakich używam, są bardzo niekobiece. Ale ponieważ miałam te doświadczenia
z moimi obrazami, wiem jak z tym działać. Jest to dużo bardziej skomplikowane
niż na płótnie. Jest twarde, jest trójwymiarowe. I moje!
JB: Brzmi naprawdę imponująco.
Czy inni artyści pytają Cię o Twoją technikę, sposób tworzenia?
MB: O, tak. Nie masz pojęcia
ilu dzwoni i pisze e-maile z tym pytaniem. Gdy pokazuję moje rzeźby na
wystawach czy pokazach, dziesiątki rzeźbiarzy, chcą się dowiedzieć, jak
ja to robię. Dlatego, że to jest takie niezwykłe, nietypowe. Rzeźby są
lekkie, a wyglądają na brąz, żelazo czy kamień.
JB: Porozmawiajmy teraz
o inspiracji. Co w Twoim przypadku jest jej źródłem? Gdy już otrzymujesz
zlecenie, jak przygotowujesz się do pracy?
MD: Każdy artysta ma cel,
powód dla którego tworzy. Moim powodem jest opowiedzenie historii mojego
klienta. Nie mam tu na myśli konkretnej historii, takiej literackiej. Zazwyczaj
jest to historia o nim, jako o człowieku. I to jest dla mnie największa
inspiracja. Spotkanie z moimi klientami, którzy opowiadają mi o swojej
ścieżce życia, o swoich marzeniach o zmianie w życiu, emocjach, które chcą
zapamiętać, utrzymać, złapać w tej rzeźbie i zachować na całe życie, dla
kolejnych pokoleń.
Powiedziałabym, że są cztery powody,
dla których ludzie do mnie przychodzą, żeby taką rzeźbę zamówić. Po pierwsze,
jest to jakaś historia z przeszłości. Moi klienci chcą mieć rzeźbę przypominającą
im to wydarzenie. To jest jeden powód. To jest ich prywatna, personalna
rzeźba, która przywołuje coś bardzo ważnego z przeszłości.
Kolejnym powodem jest to, że ludzie
są na ścieżce zmiany. Chcą coś osiągnąć w swoim życiu, i moja rzeźba ma
reprezentować tę zmianę. Proszą, abym uchwyciła ich energię, kiedy opowiadają
mi o tej przemianie i umieściła ją w rzeźbie. Traktują ją bowiem jako narzędzie.
Przestaje być ona tylko elementem dekoracji, ale staje się również formą
motywacji, która przypomina im o ich zamierzeniach.
Innym powodem są emocje, które dzieją
się "teraz". I ja mam złapać te teraźniejsze emocje. Przykładem może być
tu historia mamy dwóch córek, które za jakiś czas rozpoczną studia i opuszczą
rodzinne gniazdo. Matka już teraz bardzo to przeżywa, ten moment zażyłości
z nimi. Dlatego chce utrzymać tę emocję, zawierając ją w rzeźbie. Za każdym
razem spoglądając na nią, będzie czuć te emocje, ten stan.
Czwartym powodem jest chęć posiadania
atrakcyjnej rzeźby, która ma często jakieś przesłanie i jest wyrazem wiary
w coś. I ja mam tę myśl przewodnią w rzeźbie umieścić. Ma ona również pasować
do wybranego miejsca w domu. Moje doświadczenie jako dekoratora wnętrz
jest niezwykle przydatne. Jestem zapraszana do domu klienta i ja
oceniam, dobierając wielkość, kolor i styl. Wiem jak rzeźba będzie wyglądała
i oddziaływała w otoczeniu innych obiektów. Połączenie umiejętności dekoratora
i artysty-rzeźbiarza, sprawia mi ogromną przyjemność.
JB: Miro, z tego co powiedziałaś
wynika, że tworzysz wtedy, kiedy otrzymujesz zamówienie na konkretne dzieło.
A czy rzeźbisz też dla siebie, z własnej potrzeby ducha?
MD: Pracując dla klientów,
jednocześnie robię własne rzeźby, które nazywam ARTfirmacjami. Afirmacje
to są słowa, które nas rozwijają, wpływają na poziom samoakceptacji i dodają
nam energii. Swoje rzeźby nazywam ARTfirmacjami, czyli afirmacją poprzez
dzieła sztuki. Moje mądrości, doświadczenia i przemyślenia, które
chciałabym przekazać innym "przekuwam" w rzeźbę. O rzeczach dla mnie ważnych,
istotnych, mówię moim własnym językiem - rzeźbą. Bardzo często zdarza się,
że tworząc z jakimś przesłaniem trafiam w odczucia innych ludzi i moje
ARTfirmacje znajdują swoich nabywców.
JB: Kluczem w Twojej pracy
jest kreatywność. W jaki sposób ją stymulujesz? Czy potrzebujesz jakiegoś
bodźca, np. w postaci muzyki?
MD: To bardzo ciekawe pytanie.
Nie ma na nie jednoznacznej odpowiedzi, bo wszystko zależy od nastroju.
Mam to szczęście, że mieszkam w domu, w którym gra się muzykę. Mój starszy
syn Viktor jest nastolatkiem, który kocha grać na różnych instrumentach
i robi to bardzo dobrze. To ogromna przyjemność słuchać jak gra,
zwłaszcza, że nasze gusty muzyczne są bardzo podobne. Cieszę się, że pianino
w naszym domu znajduje się pod moją pracownią. Jego muzyka jest dla mnie
wspaniałą inspiracją. To jest muzyka przestrzeni. Jest w niej taki rozmach
i moc, które dają mi ogromną siłę do walenia (śmiech), do zobaczenia tego
w sposób "epic".
JB: Jesteś wyjątkową artystką.
Jaką rolę odgrywa talent w Twoim twórczym życiu?
MD: Uu
Sama nie wiem. Talent
Może mam jakąś łatwość połączenia ręki z okiem i ręki z wizją w głowie.
To jest tzw. zdolność manualna. Myślę, że tę zdolność manualną mam i ona
jest dla mnie bardzo korzystna. Natomiast talent sam w sobie
Myślę, że
wynika z tego, że masz potrzebę tworzenia. Nie talent samego robienia,
tylko taka silna potrzeba tworzenia czegoś. To jest ten talent. Chodzi
tu o wytrwałość. Jeżeli wytrwasz mimo trudności, cała reszta przyjdzie
sama. To nazywam talentem.
JB: Pamiętadz swoją pierwszą
rzeźbę?
MD: Tak. Mam ją w domu. Nazywa
się "Diver". Odwołuje się w niej do historii moich koleżanek, które angażują
się w coś, "wskakują w akcję" bez przemyślenia i są bardzo zdumione rezultatami
(śmiech). Jest to taka przestroga dla mnie, że jak "skaczesz w akcję" to
uważaj co robisz, żebyś nie była zaskoczona skutkami swego działania. Jest
to przestroga - uważaj o czym marzysz.
JB: Czy chcesz przez to
powiedzieć, że można też marzyć niebezpiecznie?
MD: O, bardzo. Możesz marzyć
o czymś, a gdy to się zrealizuje, możesz się przekonać, że nie spełnia
ono twojego oczekiwania. Takie marzenia potrafią unieszczęśliwić.
JB: Gdzie można kupić Twoje
rzeźby?
MD: Na stronie internetowej
www.mirademartino.com.
Organizuję również prywatne pokazy w domu moich klientów. Moi klienci tak
bardzo kochają moją sztukę, że chcą ją pokazywać swoim znajomym. Są to
najczęściej osoby majętne, posiadające duże domy, które idealnie nadają
się do ekspozycji moich rzeźb. W ten sposób organizujemy spotkania połączone
w wystawą, podczas których mam okazję opowiedzieć historię moich prac.
To jest cudowne, bo te rzeźby żyją. Moje rzeźby nigdy nie są traktowane
jak przedmiot. Są pewną historią, która inspiruje innych to stworzenia
swojej własnej.
JB: Gdzie oprócz prywatnych
spotkań prezentujesz swoje prace?
MD: Po raz pierwszy postanowiłam
zaprezentować swoje prace w Nowym Jorku na ArtExpo Show. Wcześniej nie
byłam tym zainteresowana. Nie byłam też gotowa na wystawianie większej
ilości prac w galeriach. Postanowiłam jednak sprawdzić, jak na moje rzeźby
zareagują osoby, które w ogóle mnie nie znają i nie zetknęły się wcześniej
z moimi dziełami. Przyjeżdżają tam właściciele galerii z całego świata,
ale ze względu na ograniczoną liczbę miejsc, artyści są selekcjonowani.
Zgłosiłam swoją pracę i zakwalifikowałam się. Było to dla mnie bardzo ciekawe
doświadczenie. Nawiązałam dużo kontaktów, otrzymałam kilka zleceń. Stamtąd
przyszło zaproszenie do udziału w krajowym konkursie sztuki w Cincinnati,
Ohio. Zgłosiłam się i wygrałam kontrakt z Malton Gallery w Cincinnati.
Kolejna galeria z Waszyngtonu DC- NK Gallery, która sprzedaje moje rzeźby
i która zaprosiła mnie na pokaz SPECTRUM MIAMI Art Show na Florydzie. Cały
zeszły rok był moim testem. Wysłałam też swoją rzeźbę na konkurs w Tajwanie.
W Azji odbywają się dwa największe pokazy sztuki, jeden z nich nazywa się
Art Revolution. Moja nagroda została nominowana do nagrody głównej. To
niezwykle nobilitujące i prestiżowe doświadczenie.
JB: Gratuluję sukcesów
i trzymam kciuki za kolejne osiągnięcia. Chciałabym, żebyś opowiedziała
o autorytetach. Czy masz swojego "Mistrza"?
MD: O, tak. Zdecydowanie Alberto
Giacometti. On był punktem wyjścia dla mojej twórczości i to było bardzo
widoczne w moim początkowym rzeźbiarstwie. Nigdy nie kopiowałam jego prac,
ale pewne zasady którymi się kierował przemawiały do mnie. Od tego się
zaczęło. W tej chwili moje rzeźby są zupełnie inne. Giacometti - bez dwóch
zdań, jeśli chodzi o rzeźbę. Jeżeli zaś chodzi ogólnie o sztukę to Picasso.
Był moim bożyszczem za czasów malarstwa. To pierwszy artysta, który mi
uświadomił, że sztuka to malowanie pejzażu umysłu, wyobraźni, a nie pejzażu,
który widzimy przed sobą. On mi otworzył nieskończoną przestrzeń. Uwielbiam
jego twórczość. On puścił mnie wolno. Dał mi wolność.
JB: Jako dojrzała artystka
idziesz własną drogą. Czym charakteryzuje się Twój styl i jakich umiejętności
wymaga?
MD: Świadomie zdecydowałam
się na tworzenie rzeźby. Postawiłam na rozwój osobisty. To jest coś, co
mnie pasjonuje osobiście. Pod tym kątem zawsze obserwowałam ludzi, ale
i siebie. Wierzę, że mamy nieprawdopodobną moc samozmiany. Wierzę, że obiekty,
a szczególnie obiekty sztuki mają moc przemian ludzi. Widzę to i wiem jak
to działa. Inspiruje mnie rozwój człowieka. Jeśli pytasz o umiejętności
to przyjęło się twierdzenie, że będąc rzeźbiarzem musisz świetnie rysować
i malować. Ja jestem szkolona w rysunku, jestem po malarstwie. Wykonuję
portrety i rysunki realistyczne. Potrafię rysować bardzo dobrze, natomiast
rysunek w moim rzeźbiarstwie nie jest mi w ogóle potrzebny. Nie jestem
rzeźbiarzem, który szkicuje. Mnie szkic nie interesuje. Każdy artysta ma
swój sposób/styl pracy. W mojej pracy szkicowanie mnie usztywnia. Jeśli
sobie coś wyobrażę, a następnie naszkicuję, łapię się na tym, że rzeźbiąc
kopiuję mój szkic i wtedy ta moje rzeźba nie jest żywa. Jest kopią. Ja
swoją wizję mam w głowie, szukam jej na żywym materiale, dodaję,
odejmuję, tu ugniatam, tam wypycham - ona żyje. To jest ten mój szkic.
Moje rzeźby z natury mają być szkicem. Nie są dokładne, nie są realistyczne.
Dosłowność i dokładność w ogóle mnie nie interesują. Mnie interesuje wyciąganie
elementów, tylko tych, które są mi potrzebne, jako narzędzie do przekazania
jakiejś treści.
Dlatego moje rzeźby ukazują często
przerysowane elementy ciała, w przedziwnym, nienaturalnym przegięciu. To
jest mi potrzebne do przekazania energii, która jest dla mnie najważniejszym
elementem rzeźby. Kiedy patrzysz na nią, możesz tę energię poczuć, co nie
byłoby możliwe przy zachowaniu realizmu.
JB: Tworzysz z serca i
sercem. Każda rzeźba jest ci bliska. Czy byłaś kiedyś szczególnie związana
z jakimś swoim dziełem? Czy trudno Ci się z nimi rozstawać?
MD: Tworzę z serca i sercem,
i dla serca. Gdy tworzę na zlecenie, z ogromną przyjemnością oddaję swoje
dzieła, bo one należą do tych ludzi. Postrzegam siebie jako medium energetyczne
ludzi. Nadaję formę tej energii. Jestem szczęśliwa, kiedy je oddaję w postaci
rzeźby i widzę reakcje jej odbiorców.
Rzeźba, z którą trudno mi się było
rozstać to rzeźba "You are Powerful". Ogromna naścienna rzeźba wykonana
w obwodzie koła. Sprzedałam ją natychmiast, czego się nie spodziewałam.
Trudno mi było się z nią rozstać ze względu na koło, które otrzymałam w
prezencie. Dodam, że w ogóle koła w mojej sztuce są bardzo istotne, są
symbolem umysłu.
JB: Czy zdradzisz nam co
uważasz za swoje największe osiągnięcie?
MD: Fakt, że stworzyłam to
wszystko od zera. Nikt mnie tego nie nauczył, nikt mnie w tym nie szkolił,
nikt mi nie pokazał tej techniki. Ja to wszystko zrobiłam z cienkiego powietrza
i rozwinęłam to do tego rozmiaru i będę dalej rozwijać. Daje mi to tak
ogromną satysfakcję, szczęście i spełnienie. Ja myślę, że to jest moje
największe osiągnięcie.
JB: Jesteś bardzo pogodnym
człowiekiem. Skąd czerpiesz życiową radość i energię?
MD: Praca nad sobą. Zażyłość
z własnym sobą, kochanie siebie. I oczywiście medytacja. To daje mi energię.
Medytacja jest źródłem spokoju, radości, przemyśleń, inspiracji, kreacji.
Wierzę, że jesteśmy elementem wszechświata.
JB: A czym, poza rzeźbiarstwem,
lubisz się zajmować? Inne pasje Miry DeMartino?
MD: Mam pasję wspierania innych
kobiet. Wierzę w ich moc! A tak często one same w to nie wierzą. Na co
dzień jestem Joginką. Bardzo dużo czytam i ciągle uczę się nowych rzeczy.
Latem pływam, a zimą jeżdżę na nartach. A największą moja pasją jest cieszyć
się życiem! Codziennie je doceniać.
JB: Czy znajdujesz przyjemność
również w obcowaniu z naturą? Czy ma ona wpływ na Twoją twórczość?
MD: Tak, ogromną. Uwielbiam
spacerować. Natura jest dla mnie bardzo istotna. Rozmawiam z drzewami.
Wykonałam nawet rzeźbę "Tree friend" dla jednej z moich klientek. Byłam
bardzo szczęśliwa móc wykonać tego typu rzeźbę. Gdy ją dotkniesz, rusza
się jak drzewo. Uważam, że drzewa mają osobowość. Tak jak ludzie. Dla mnie
to są indywidualne osobowości.
JB:Wielcy aktorzy często
powtarzają, że najlepsze role wciąż jeszcze przed nimi. A jak jest w Twoim
przypadku najlepsze artystyczne doświadczenie dopiero przed Tobą?
MD: Absolutnie. Ja zawsze
mówię, że wszystko co najlepsze, jest ciągle przede mną. Rozwój to najważniejsza
zasada w moim życiu. Wierzę, że człowiek żyje, dopóki się rozwija. Gdy
przestajemy się rozwijać, umieramy. Tak jak z roślinami. Na tym też polega
prawo kosmosu. Jak jesteś użyteczna, to Cię chcą. Jak przestajesz taką
być, jesteś eliminowana.
Obecnie pracuję nad nowym projektem
- "Polki Zagranicą" (www.PolkiZagranica.com)
Będą to warsztaty skierowane do Polek, które pomogą im w znalezieniu drogi
do rozwoju i samorealizacji. Bo to właśnie rozwój jest dla mnie priorytetem
w życiu. Tego próbuje nauczyć moich synów. Ja się cały czas rozwijam. Ja
wciąż odkrywam.
JB: Czyli jak śpiewał Marek
Grechuta: " ....ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy..."
MD: Dokładnie tak. Dla nich
warto żyć. Bo to jest prawdziwe życie. To co teraz się dzieje, to już się
zmanifestowało. To już się wydarzyło. Trzeba się tym cieszyć, docenić.
Ale to już nie jest warte dużej uwagi. Tylko to o czym marzymy, co tworzymy
i co pcha nas do przodu - to jest życie.
Niech to będzie podróż, która się
nigdy nie skończy, która nie ma przewidywalnego końca, ani kolejnych przewidywalnych
etapów. Ja po prostu cieszę się podróżą, tym co się wydarza. Rzeźbiarką
będę do końca życia. To jest mój język.
JB: Miro, dziękuję bardzo
za rozmowę, życzę Ci niegasnącej inspiracji i wewnętrznej energii w tworzeniu
przyszłych, "zaklętych" w rzeźbie emocji, życzę również powodzenia w nowym
przedsięwzięciu.
Rozmawiała: Justyna Bereza
Justyna Bereza - absolwentka
Filologii polskiej Uniwersytetu Gdańskiego. Z wyboru mama, z zamiłowania
podróżniczka. Jest polonijnym nauczycielem w USA. W swojej pracy stawia
na aktywne metody nauczania. Za swoje osiągnięcia otrzymała nagrodę Polonijnego
Nauczyciela Roku 2017 im. Prof. A. Stelmachowskiego. Ponadto zajmuje się
edytorstwem i korektą tekstu. Lubi nowe wyzwania stąd jej przygoda z dziennikarstwem.
Jako nauczyciel i mama jednocześnie, przykłada ogromną wagę do dwujęzycznego
wychowania, doskonale zdaje sobie sprawę, że znajomość języków to klucz
do sukcesu. http://www.dobrapolskaszkola.com
|