Do widzenia, Ameryko.
To jest koniec
Do widzenia,
Ameryko. To jest koniec.
Miło było Cię
znać...
Do widzenia,
Nowy Jorku, z Twoimi żydowskimi delikatesami i kanapkami z corned beef,
ułożonymi tak wysoko jak twoja sylwetka na tle nieba.
Do widzenia,
Detroit - mój sąsiedzie z dzieciństwa - i żegnajcie: Tiger Stadium, Detroit
Institute of Arts oraz Motown.
Do widzenia,
Bellingham, Seattle i Portland - jak bardzo będę tęsknić za moimi kuzynami
z Kaskadowych Gór i naszą wspólną wrażliwością na Pacyfik. A skoro już
o tym mowa, żegnajcie tania benzyno i nadmorskie domki w Point Roberts,
amerykańskim skrawku zwisającym tuż poniżej granicy, nawet nie milę ode
mnie. To, co kiedyś było tak blisko, nigdy nie było tak daleko.
Do widzenia,
Pinot Noir z Stag Leap, bourbon Makers Mark i hot dogi Hebrew National.
Moje kubki smakowe opłakują Waszą stratę.
Do widzenia
tchórze po obu stronach granicy, którzy udowodnili, że ich wierność demokratycz-
nym ideałom sięga tylko tak daleko, jak ich własny interes. Powinni znaleźć
sobie prawdziwą pracę, na przykład w brygadzie więziennej.
Do widzenia
wszystkim, znowu z obu stron granicy, którzy zamiast stawić czoła Trumpowi,
jak powinien i zrobiłby to każdy szanujący się człowiek, klękają przed
nim i ślepo mu ulegają. Powinni mu po prostu kazać się odczepić.
Do widzenia
kulturze, która wymaga od nas uległości.
Do widzenia
leniwym wakacjom na Maui i w Palm Springs. Moje następne zimowe wakacje
spędzę w słonecznym miejscu, które nie jest częścią Ameryki - i najlepiej
w kraju, który USA potraktowały z taką samą pogardą jak mój. Będę miał
z czego wybierać.
Najboleśniejsze
ze wszystkiego - do widzenia moim amerykańskim przyjaciołom, niektórym
znanym mi całe życie, innym spotkanym po drodze. Mogę przekroczyć Waszą
granicę, ale już nie chcę: Wasz Narcyz-in-Chief orzekł, że moi rodacy i
ja mamy wybór - stać się nędzarzami, wasalami lub wrogami. Wybieram to
ostatnie.
Tymczasem Wasze
milczenie - i milczenie wszystkich Amerykanów wobec tej agresji - napełnia
mnie smutkiem. To milczenie mówi wiele. Ja - my - usłyszeliśmy głośno i
wyraźnie: jak niewielkie znaczenie nasza przyjaźń jako narodu dla Was znaczy.
Do widzenia
obrazowi Ameryki, który kiedyś tak bardzo ceniłem - Ameryce Milesa Davisa,
Cannonballa Adderleya i Jamesa Browna, Georgea Gershwina i Aarona Copelanda,
Normana Mailera, Kurta Vonneguta i Marka Twaina, Martina Luthera Kinga
i Franklina D. Roosevelta.
Do widzenia
krajowi, któremu zazdrościłem dumy z promowania nieporównywalnej innowacji
w nauce, sztuce
i biznesie. Każde dobro, które z tego pozostało, zostało przyćmione przez
chciwość, tandetny komercjalizm i egoizm.
Do widzenia
temu nieustannemu poczuciu niższości, które kiedyś odczuwałem, porównując
Kanadę do Ameryki. Wszelkie wątpliwości, jakie miałem co do naszej własnej
wielkości zniknęły,
a ich miejsce
zajęła pewność, że Kanada przewyższa USA we wszystkich istotnych aspektach.
Patrzę teraz przez granicę i widzę brutalną, rozwijającą się autokrację,
stojącą na krawędzi wojny domowej, oraz społeczeństwo, które albo kibicuje
tej nowej brutalności, albo drży przed nią ze strachu.
Do widzenia
letniemu patriotyzmowi. Jeśli Trump zrobił nam jakąkolwiek przysługę, to
tylko tę, że obudził nas do świadomości, nie możemy już dłużej uważać istnienia
Kanady za coś oczywistego, że kiepscy aktorzy świata zaczęli pożądliwie
patrzeć na naszą nieprawdopodobnie rozległą krainę, pełną bogactw. Oni
chcą tych bogactw, a "uprzejmość" jako narodowa cecha nie wystarczy, by
ich od tego odwieść. Szkolni dręczyciele nie chcą być twoimi kumplami -
chcą cię zniszczyć.
I po długim
okresie wygodnego podporządkowania gospodarczego i militarnego, uświadomiliśmy
sobie, że będziemy musieli na nowo nauczyć się niezależności i walczyć
o nią wszelkimi sposobami.
Do widzenia
życiu pod amerykańskim parasolem nuklearnym i jakiejkolwiek formie amerykańskiej
hegemonii. Do widzenia negocjacjom, błaganiom, pokłonom i bajkom o międzynarodowej
przyjaźni. Amerykański rząd pokazał, że dotychczasowe sojusze nie mają
dla niego znaczenia - i dlatego nie można mu ufać. W nowym porządku świata
według Trumpa wszystkie dawne pewniki przestały istnieć, więc stwórzmy
nowe.
Nałóżmy cła,
jak obiecaliśmy i przetrwajmy nieunikniony ból ekonomiczny, który nadejdzie.
Zbroimy się tak, jakbyśmy byli w stanie wojny - bo jesteśmy w stanie wojny.
Niech wszystkie kampanie PR-owych, uświadomią Amerykanom, jak bardzo są
źle postrzegani na świecie - że ze lśniącej na firmamencie gwiazdy obrócili
się w kolejne imperium z tymi samymi oklepanymi ambicjami terytorialnymi,
co Rosja czy Chiny. Róbmy wszystko, by pokazać Amerykanom, że ich rząd
nie ma prawdziwych przyjaciół ani sojuszników i że są, w istocie, sami.
Więc do widzenia,
Ameryko - miło było Cię znać, ale już Cię nie poznaję. Doszedłem do momentu
w naszej relacji, w którym wszelki podziw, jaki miałem dla Ciebie, został
zastąpiony nowym, gniewnym postanowieniem, które brzmi: Nie zadaję się
z wrogiem.
Pete McMartin
- "Vancouver Sun"
Z szokująch
wiadomości o planach Donalda Trumpa wobec Gazy i Palestyńczyków, w połączeniu
z nieustannymi groźbami nałożenia ceł i deklaracjami o uczynieniu Kanady
51. stanem, Pete McMartin z "Vancouver Sun" uchwycił to, co większość Kanadyjczyków
czuje w tej chwili. (tłum. J.D.)
|