| Parada Świętego Mikołaja
Torontońska tradycja, która
łączy pokolenia
W sercu jesiennej
Kanady, gdy liście już opadły, a powietrze nabiera przejrzystości zwiastującej
zimę, Toronto rozświetla się tysiącem kolorów. W trzecią lub czwartą niedzielę
listopada ulice miasta zamieniają się w bajkową scenerię, przez którą przejeżdża
długo wyczekiwany gość - święty Mikołaj. Tego dnia wszystko wygląda inaczej:
dorośli przestają się spieszyć, dzieci trzymają gorącą czekoladę w rękach,
a miasto zamienia się w jedną wielką widownię. Torontońska Parada Świętego
Mikołaja, znana jako Santa Claus Parade, to nie tylko coroczne widowisko,
ale też najstarsza na świecie nieprzerwanie organizowana parada tego typu.
Od ponad stu dwudziestu lat łączy pokolenia, wprowadza mieszkańców w świąteczny
nastrój i przypomina, że magia świąt zaczyna się wtedy, gdy każdy z nas
znów na chwilę staje się dzieckiem.
Początki tej
niezwykłej tradycji sięgają 1905 roku. Wtedy to Timothy Eaton, właściciel
słynnego domu towarowego Eatons, wpadł na pomysł, by przyciągnąć klientów
do swojego sklepu w oryginalny sposób. Zorganizował więc niewielki pochód,
w którym głównym bohaterem był sam święty Mikołaj, przybywający pociągiem
na dworzec Union Station. Zgromadzeni na ulicach mieszkańcy mogli podziwiać
go, jak wsiada do konnego powozu i udaje się w kierunku sklepu przy Yonge
Street. Tam, w witrynach ozdobionych świątecznymi dekoracjami, na dzieci
czekały marzenia o prezentach, a na dorosłych - atmosfera nadchodzących
świąt.
Nikt wówczas
nie przypuszczał, że ten marketingowy eksperyment stanie się jedną z największych
świątecznych tradycji w Kanadzie. Już kilka lat później parada zaczęła
przyciągać coraz więcej uczestników. W 1917 roku Mikołaj jechał saniami
zaprzężonymi w renifery sprowadzone z Labradoru, a dwa lata później przyleciał
samolotem - wydarzenie to wzbudziło wówczas ogromne emocje, bo lotnictwo
było wtedy czymś nowym i magicznym. W latach dwudziestych i trzydziestych
parada przekształciła się z lokalnej atrakcji w miejskie święto, które
oglądano tłumnie, niezależnie od pogody.
Podczas Wielkiego
Kryzysu w 1929 roku i kolejnych latach ekonomicznego zastoju parada nie
została przerwana. Przeciwnie - dla wielu mieszkańców Toronto była chwilą
wytchnienia, pocieszenia i nadziei. W czasach, gdy wielu rodzinom trudno
było związać koniec z końcem, ten jeden dzień pozwalał znów uwierzyć w
dobro i wspólnotę. Nawet podczas II wojny światowej, gdy brakowało materiałów,
platformy budowano z papieru, a kostiumy szyto z resztek tkanin; dzieci
śpiewały kolędy, a Mikołaj pojawiał się, by przynieść otuchę - wtedy bardziej
niż kiedykolwiek potrzebną.
Po wojnie parada
nabrała rozmachu. Każda kolejna dekada przynosiła nowe pomysły i techniczne
rozwiązania. W latach pięćdziesiątych platformy zaczęto wyposażać w ruchome
elementy, a w latach sześćdziesiątych pojawiły się pierwsze iluminacje
świetlne. Telewizja publiczna CBC transmitowała paradę na żywo, co uczyniło
z niej ogólnokanadyjskie wydarzenie. W szczytowych latach ery Eatons w
paradzie brało udział nawet kilkanaście tysięcy osób - muzyków, tancerzy,
harcerzy, uczniów i wolontariuszy.
W 1982 roku
nadszedł krytyczny moment. Dom towarowy Eatons, który od początku finansował
paradę, ogłosił, że nie będzie już w stanie jej sponsorować. Dla wielu
mieszkańców była to niemal tragedia - wydawało się, że po 77 latach tradycja
dobiegnie końca. Wtedy jednak zadziałała siła wspólnoty. Przedsiębiorcy,
organizacje społeczne i setki wolontariuszy postanowili uratować wydarzenie.
Zawiązano fundację, która przejęła organizację parady. Od tej pory nie
należała już do jednej firmy - stała się własnością miasta i jego mieszkańców.
Dziś parada
to przedsięwzięcie o imponującej skali. Co roku na ulicach Toronto gromadzi
się około 800 tysięcy widzów. Trasa ma długość około sześciu kilometrów,
a wydarzenie przyciąga zarówno torontończyków, jak i turystów z całej Kanady
i Stanów Zjednoczonych. W paradzie bierze udział ponad dwa tysiące przebranych
uczestników, około trzystu muzyków i kilkaset wolontariuszy. Jedną z jej
najbardziej rozpoznawalnych grup stanowią celebrity clowns - ponad dwustu
przebranych wolontariuszy, którzy każdego roku zbierają około 200 tysięcy
dolarów na wsparcie organizacji parady.
Koszt całego
przedsięwzięcia przekracza dwa miliony dolarów kanadyjskich, z czego 75
do 85 procent pochodzi od sponsorów korporacyjnych. Resztę stanowi wsparcie
miasta i darowizny od mieszkańców. W ubiegłym roku City of Toronto przyznało
z funduszu SESI sto tysięcy dolarów, a mimo to organizatorzy alarmowali,
że wciąż brakuje ćwierć miliona, by zbilansować budżet. Inflacja, rosnące
ceny materiałów i usług, a także spadek zainteresowania ze strony dużych
sponsorów sprawiły, że w 2024 roku fundacja musiała uruchomić zbiórkę publiczną.
Trudności te
nie są nowe. W ciągu ponad stulecia parada wielokrotnie stawała przed wyzwaniami
- od wojen, przez kryzysy gospodarcze, aż po pandemię COVID-19. W 2020
roku, po raz pierwszy w historii, nie odbyła się w tradycyjnej formie.
Zamiast pochodu ulicznego, nagrano specjalny program telewizyjny bez publiczności.
Mimo że ulice pozostały puste, duch wydarzenia przetrwał, a w następnym
roku parada powróciła z jeszcze większym entuzjazmem.
Każda edycja
przynosi coś nowego. W 2024 roku trasa została zmieniona, by usprawnić
ruch i poprawić bezpieczeństwo. Pochód wyruszył z Bloor Street, przechodził
przez St. George i Hoskin Avenue, a następnie wzdłuż Queens Park Crescent
i University Avenue, kończąc się w okolicach Front Street. Po raz pierwszy
całość transmitowano na żywo nie tylko w telewizji, ale i na YouTube, co
pozwoliło oglądać wydarzenie ludziom z całego świata. W tym roku, w listopadzie
2025, organizatorzy zapowiadali jeszcze bardziej interaktywną oprawę -
w tym specjalne punkty muzyczne i elementy rozszerzonej rzeczywistości
dla widzów online.
Znaczenie parady
dla miasta trudno nie docenić. To nie tylko tradycja, ale też potężny impuls
gospodarczy. Szacuje się, że odwiedzający wydają w tym okresie około 73
milionów dolarów amerykańskich na noclegi, restauracje i zakupy. Dla wielu
lokalnych biznesów to początek najważniejszego sezonu w roku. Jednocześnie
jest to wydarzenie społeczne - od szkół i uczelni, przez drużyny skautów,
aż po seniorów - wszyscy mogą wziąć udział. Warto pamiętać, że tysiące
osób pracuje przy paradzie przez wiele miesięcy, projektując platformy,
szyjąc stroje i koordynując setki detali, by tego jednego dnia wszystko
zadziałało perfekcyjnie.
Nie brakowało
też kontrowersji i drobnych wpadek. Zdarzało się, że z powodu złej pogody
platformy utknęły w błocie lub że silny wiatr przewracał dekoracje. W latach
siedemdziesiątych pewien odcinek parady musiał zostać skrócony, ponieważ
renifery odmówiły dalszego marszu wśród tłumu. Jednak nawet takie anegdoty
stały się częścią miejskiego folkloru, budując legendę wydarzenia, które
nigdy się nie poddaje.
Dla wielu torontończyków
parada to wspomnienie dzieciństwa. Ktoś pamięta, jak ojciec trzymał go
na ramionach przy Yonge Street. Ktoś inny wspomina gorącą czekoladę i dźwięk
dzwoneczków Mikołaja. Dziś ci sami ludzie przychodzą z własnymi dziećmi
i wnukami, by pokazać im to samo magiczne widowisko. To właśnie dlatego
parada trwa - bo jest czymś więcej niż wydarzeniem. Jest wspólnym rytuałem,
który łączy pokolenia.
Za sprawą parady
miasto budzi się do świąt. W tym samym czasie rozświetla się Nathan Phillips
Square, na którym wkrótce stanie choinka, otworzą się lodowiska, a w Distillery
District ruszy jarmark Christmas Market. Dla wielu jest to znak, że świąteczny
sezon w Toronto został oficjalnie rozpoczęty.
Parada Świętego
Mikołaja w Toronto przeszła długą drogę - od wozu konnego w 1905 roku po
nowoczesne platformy LED w 2025. Przetrwała wojny, kryzysy i pandemię,
a dziś staje przed wyzwaniami finansowymi i organizacyjnymi, które wymagają
solidarności mieszkańców. Ale jeśli coś wyróżnia to miasto, to właśnie
umiejętność działania razem. Bo choć zmieniają się czasy, dekoracje i technologia,
jedno pozostaje niezmienne - radość na twarzach ludzi, kiedy pojawia się
postać w czerwonym płaszczu i białej brodzie.
W niedzielę
23 listopada 2025 roku orkiestra zagrała pierwsze dźwięki, tłumy wiwatowały,
a miasto znów rozświetliło się świątecznym blaskiem. Toronto przypomniało
sobie, że święta zaczynają się właśnie tutaj - na ulicach, które od ponad
wieku łączą pokolenia w tym samym geście radości i oczekiwania. Parada
Świętego Mikołaja po raz kolejny pokazała, że mimo zmieniających się czasów
i wyzwań, magia wspólnego przeżywania pozostaje niezmienna. Bo niezależnie
od wieku, gdy pojawia się Mikołaj, każdy z nas na chwilę znów staje się
dzieckiem.
Wesołych Świąt!
Anna
Drutis - dziennikarka, felietonistka, przewodnik po Toronto, anadrutis@gmail.com
|