Nareszcie u siebie, czyli
nieznane losy ulubieńca generała Sikorskiego.
Bywa, że o losach ludzkich decyduje
ślepy przypadek albo fatum, to, co wiele osób nazwie też wolą bożą. Gdyby
premier rządu Rzeczypospolitej i Naczelny Wódz gen. Władysław Sikorski
nie polubił swego młodego adiutanta porucznika marynarki Józefa Ponikiewskiego,
nie zabrałby go ze sobą na inspekcję polskich jednostek wojskowych na Bliskim
Wschodzie i w Libii. W drodze powrotnej do Anglii nie wsiedliby oni do
tego samego, pechowego "Liberatora" na lotnisku w Gibraltarze 4 lipca 1943
r.
|
... |
Gdyby, z kolei, Instytut Pamięci
Narodowej nie podjął dalszych prób wyjaśnienia przyczyn owej katastrofy
najpewniej nie doszłoby do ekshumacji zwłok trzech oficerów towarzyszących
generałowi Sikorskiemu oraz sprowadzenia ich do kraju. Dwójka z nich, gen.
Tadeusz Klimecki, szef sztabu Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych i
płk. Andrzej Marecki, spoczęli na wojskowych Powązkach w Warszawie. |
Na trzeciego z nich czekał rodzinny
grób Ponikiewskich w Oporowie na Ziemi Leszczyńskiej. Według relacji "Głosu
Wielkopolskiego" i "Panoramy Leszczyńskiej" 7 grudnia 2010 r. kościół parafialny
w Oporowie oraz przyległy do niego zabytkowy cmentarz były miejscem podniosłej
uroczystości ponownego pogrzebu doczesnych szczątków kpt. Józefa Ponikiewskiego,
a także jego matki Elżbiety z Kęszyckich. Mszę św. odprawił biskup poznański
Zdzisław Fortuniak. Pogrzeb miał asystę wojskową w postaci żołnierzy z
69 Leszczyńskiego Pułku Przeciwlotniczego, jak również marynarzy z Gdyni,
a w tym dowódcy aktualnego ORP "Grom". To właśnie na innym okręcie o tej
samej nazwie Józef Ponikiewski wypłynął 30 sierpnia 1939 r. z Gdyni.
Nikt z rodziny lub przyjaciół nie mógł się wówczas spodziewać, jak rozwinie
się jego kariera i że to on właśnie zostanie morskim adiutantem generała
Sikorskiego. Stefan Ponikiewski, aktualny dziedzic majątku w Oporowie,
nie krył wzruszenia w krótkim wywiadzie mówiąc reporterowi lokalnej prasy:
"To dla nas bardzo ważne, że po tylu latach prochy naszego krewnego wróciły
do Polski i spoczęły niedaleko Brylewa, w którym przyszedł na świat." Dla
uzupełnienia należy dodać, że w poprzedzających tygodniach, już po ekshumacji
szczątków polskich oficerów na angielskim cmentarzu wojennym w Newark,
Polonia londyńska miała okazję pożegnać się z nimi w kościele św. Andrzeja
Boboli. Trzecim i przedostatnim przystankiem na ich pośmiertnym szlaku
był Zakład Medycyny Wojskowej w Krakowie, gdzie została przeprowadzona
sekcja zwłok i tomografia komputerowa. Według opinii szefa katowickiego
oddziału IPN dr Andrzeja Drogonia na ostateczne wyniki badań należało jeszcze
jakiś czas poczekać. Jeśli chodzi o najważniejszą ofiarę katastrofy gibraltarskiej
gen. Władysława Sikorskiego, Instytut Pamięci Narodowej ustalił w wyniku
takich samych badań, iż naczelny wódz i premier rządu zginął w wyniku doznanych
obrażeń typowych dla ofiar katastrof lotniczych. Tym niemniej dla części
historyków za wcześnie jest by uznać sprawę za ostatecznie zamkniętą. W
tym miejscu urywa się wątek publiczny mianowanego pośmiertnie kapitanem
- Józefa Ponikiewskiego, służącego wiernie Ojczyźnie i wplątanego dziwnym
zbiegiem okoliczności w tragedię gibraltarską. Jednakowoż, dokładnie w
tym samym punkcie zaczyna się wątek historii rodzinnej, w zasadzie podobnej
do losów innych Polaków z tej sfery, lecz mającej przecież swoje zaskakujące
meandry. Naturalnym miejscem do ponownego prześledzenia życiorysów kilku
tak znaczących postaci rodu Ponikiewskich jest wieś Brylewo, w której to,
w rodzinnym dworze przyszedł na świat w listopadzie roku 1916 Józio, syn
Elżbiety i Hipolita Ponikiewskiego herbu Trzaska. Bez żadnej przesady,
wszyscy oni mieli prawo czuć się u siebie. Już bowiem z górą czterdzieści
lat wcześniej ich protoplasta radca Ziemstwa Kredytowego Stanisław Ponikiewski
został właścicielem Brylewa, a po jakimś czasie także Drobnina. Szczęśliwie
biegły dziecięce lata jego wnuka w dworku, w wysadzonym dębami i lipami
parku brylewskim posiadającym trzy stawy - w tym dwa z wysepkami w środku.
Mijały lata. Kilkunastoletni wysoki i przystojny gimnazjalista Józik (jak
na niego mówiono w rodzinie) imponował nie tylko swoim dwóm młodszym braciom,
lecz także okolicznej młodzieży. Jego matka Elżbieta dbając o swoich synów
dokładała też wszelkich starań, aby chłopców wychować w duchu patriotycznym.
Uszyła im nawet mundurki na wzór mundurów 15 Poznańskiego Pułku Ułanów,
choć w zasadzie w przeciwieństwie do wielu innych kobiet z Wielkopolski,
polskość była jej swobodnym wyborem.
Jest wiele dowodów na to, że młoda
Ela córka ojca Polaka, Józefa Kęszyckiego i matki, etnicznej Niemki - Heleny
Petzold od samego początku wiedziała dobrze kim jest. Jej matka była Polką
z wyboru i kwestie narodowościowe nie przyciągały jej uwagi. Choć w czasie
I Wojny Światowej Elżbieta pojechała na ochotnika do Berlina na kurs pielęgniarek
wojskowych, to jednak (również z własnej woli) w czasie Powstania Wielkopolskiego
przyłączyła się do niego bez wahania, organizując szpitale w powiecie leszczyńskim.
To od tamtych czasów w latach 1918-19 ciągnęło się za nią wdzięczne ludzkie
wspomnienie i przydomek "Matka". Ruchliwość, ciekawość świata, odwaga
te wszystkie cechy, choć nie przeszkadzały pani Elżbiecie w wychowaniu
chłopców to jednak kłóciły się z typowym, nieco przesłodzonym, wizerunkiem
ziemiańskiej pani domu (choćby takiej, jak z serialu "Noce i dnie"). W
roku 1922 nastąpi kryzys małżeństwa zakończony rozwodem. Jeszcze w tym
samym roku Elżbieta poślubia poznańskiego ortopedę Henryka Cetkowskiego.
Po jakimś czasie oboje przenoszą się z Poznania do Gdyni, gdzie prowadzą
prywatną klinikę. We wrześniu 1939 roku podczas oblężenia Helu pani Elżbieta
jest przełożoną pielęgniarek w tamtejszym szpitalu. Krótko po kapitulacji
jest aresztowana przez Niemców i wysłana do obozu w Stutthofie, a potem
do Ravensbrueck. Chodziły słuchy, że wówczas raz jeden interweniowała na
jej korzyść rodzina ze strony matki-Niemki. Tak przynajmniej twierdzi jeden
z historyków. Dość, że Elżbieta Cetkowska przeżyła wojnę, niestety po to,
aby dowiedzieć się, że straciła nie tylko Józefa w Gibraltarze, lecz także
drugiego syna Stanisława, tym razem w obozie koncentracyjnym. Do
roku 1963 pani Ela mieszka w Gdyni, a potem wyjeżdża do Londynu, do najmłodszego
syna Andrzeja. W Londynie pracuje w domu starców i działa społecznie aż
do końca życia tj. do 1977 r.
Najstarszy, ukochany syn pani Elżbiety
Józef Ponikiewski jeszcze przed zdaniem matury w gimnazjum w Gostyniu marzył
o służbie na morzu. Tym niemniej w roku 1934 rozpoczyna studia w Wyższej
Szkole Handlowej w Poznaniu, a po roku wraca do swych poprzednich planów
i wstępuje do Szkoły Podchorążych Marynarki Wojennej w Toruniu. W pamięci
na pewno mu utkwił pierwszy rejs szkoleniowy na Baleary na Morzu Śródziemnym
oraz na Azory. Po zdaniu z trzecią lokatą egzaminu do Wyższej Szkoły Marynarki
Wojennej w Gdyni resztę czasu do wybuchu wojny spędził w tym mieście gdzie
miał możność częstszego spotykania się z matką. Co pewien czas wpada tym
niemniej do Brylewa odwiedzić rodzinne strony. W pamięci całej okolicy
pozostanie jego przyjazd na Ziemię Wielkopolską na ślub kuzynki, tym razem
już w mundurze świeżo upieczonego podporucznika marynarki, za kierownicą
podarowanego przez matkę samochodu. To beztroskie wesele wspominali długo
wszyscy w okolicy. Był już rok 1938. W maju roku następnego ppor. Józef
Ponikiewski dostaje przydział na ORP "Grom". Na morzu spędza jeszcze najbliższe
dwa lata. Następne etapy życia to prowadzenie szkoleń dla marynarzy we
Francji, a potem przydział na ORP "Gdynia" i ORP "Chart", gdzie zostaje
ranny podczas walki. Awansowany do stopnia porucznika i niezdolny z przyczyn
zdrowotnych do służby pokładowej okazuje się wkrótce przydatny sztabowo
i znajduje się niebawem w ścisłym kręgu zaufanych gen. Sikorskiego. Zarówno
cechy osobiste jak też wykształcenie predestynowały go do tego świetnie
choćby biegłość w trzech językach: niemieckim, francuskim i angielskim.
To chyba połączenie obu zalet młodego wilka morskiego zaważyły na decyzji
Naczelnego Wodza by, zamiast porucznika pilota Czesława Główczyńskiego
to właśnie on, ulubieniec wszystkich, por. Józef Ponikiewski wyruszył u
boku dowódcy w ważną podróż do Gibraltaru.
Dziwnym zrządzeniem Opatrzności,
choć za życia nie zawsze Józef i jego matka byli od siebie na wyciągnięcie
ręki, to jednak śmierć ich zjednoczyła. Najpierw na angielskim cmentarzu
Newark, a od niedawna, na ziemi ojców na wiejskim cmentarzyku w wielkopolskim
Oporowie, na Ziemi Leszczyńskiej.
Michał Stefański
Michał
Stefański dziennikarz radiowy i prasowy, felietonista, amerykanista.
|