.

MAGAZYN PANORAMA
352 Bergevin, Suite 6 
Lasalle, Qc
H8R 3M3 

E-mail: [email protected]

Tel. (514) 367-1224 
Tel. (514) 963-1080



 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

Magia Argentyny

"Chwilo trwaj, jesteś piękna!" - ileż razy powtarzałam sobie te słowa... Próbuję zarejestrować w pamięci obraz, moment, nastrój, choć z góry wiem, że to zabieg skazany na niepowodzenie, a w przyszłości trudno mi będzie odtworzyć ten widok, smak, zapach...  Żaden film wideo, żadna fotografia nie pomoże w odtworzeniu tej jedynej, niepowtarzalnej, swoistej chwili. Pozostanie tylko wspomnienie, nieco mgliste, bez wyrazistości i konturów. Pisząc te słowa zastanawiam się jakie wspomnienia pozostaną po naszej ostatniej podróży do Argentyny? Ten zapis będzie próbą rekonstrukcji doznań i emocji tam przeżytych.

Tango Nuevo Astora Piazzolli 
 
.... Przewrotnie zacznę od ostatniego wieczoru w Teatrze Astora Piazzolli. Muzyczna Argentyna dla mnie to ten właśnie kompozytor i Martha Argerich zapamiętana nie tylko jako doskonała pianistka, ale głównie jurorka w Konkursach Chopinowskich. 

Tango Nuevo to muzyka nostalgiczna, a zarazem pełna namiętności, mówiąca zwykle o zawiedzio- nej i trudnej miłości. Wywodzi się z proletariac- kich dzielnic Buenos Aires i Montevideo. Piazzolla miał początkowo wielu przeciwników, którzy uważali, że sprzeniewierzył się idei tanga i je zepsuł. A tymczasem kompozytor wyzwolił je z jego tradycyjnej formy i sprawił, że stało się muzyką słuchaną w salach koncertowych. Podobnie Chopin bazując na mazurach i innych tańcach ludowych stworzył genialne utwory. "Ale przy tej muzyce nie można już tańczyć" - tak ze smutkiem mówili im współcześni. 

Tango Nuevo Piazzolli jest sporym wyzwaniem dla muzyków, choreografów i tancerzy. Typowy zespół muzyczny wykonujący tango to bando- neon (rodzaj małego akordeonu lub harmonii), którego mistrzem był sam Piazzolla oraz skrzypce, kontrabas i fortepian. Wiele sobie obiecywałam czekając na ten wieczór. Czy nie daliśmy się wkręcić w jakieś kiczowate tango-show dla turystów? Czy nie przepłaciliśmy? 

Okazuje się, że do muzyki Piazzolli można tańczyć! I to jak! Na scenie najwyższa klasa: szykowni panowie w garniturach fin de siecle, nieco sztywni, zdystansowani, ale pewnie trzymający w objęciach partnerki będące uosobieniem frywolności, ale też elegancji i dyskretnego seksapilu. Jak opowiedzieć o tym, co widziałam? Gracja, ale wyprostowane, sztywne sylwetki, pozorna lekkość i improwizacja, ale i doskonałe zgranie nóg przeplatających się z błyskawiczną szybkością, żarliwy, namiętny uścisk, a za chwilę porzucenie. Jednym słowem - połączenie wydawałoby się sprzecznych ze sobą emocji, ale tak naprawdę to przecież jak w miłości: czasem krzyk namiętności i żaru, a czasem dystans i chłód...

"Maria de Buenos Aires" zaśpiewana na balkonie teatru brzmi do dziś w moich uszach i nieodparcie kojarzy mi się z piosenką Edith Piaf "Milord". Nie jest to jedyne skojarzenie z Paryżem... 
Muzyka Piazzolli jest trudna do zatańczenia i wymaga wyjątkowego kunsztu od tancerzy. Połączenie jej z tańcem sprawia, że przed widownią otwiera się nowy wymiar, którego nie można zapomnieć i który na zawsze z nią pozostaje. To „moje numer jeden" w czasie podróży do Argentyny. 

Perito Moreno

Moje argentyńskie "numer dwa" to Patagonia - kraina bezbrzeżnych stepów, lodowców i turkusowych jezior. Jedziemy na spotkanie z Perito Moreno. Brzmi jak hiszpańskie imię i nazwisko... I właściwie się nie mylimy, bo Perito Moreno jest jak żyjący organizm. Mimo deszczu i nie najlepszej pogody doświadczenie tego miejsca zapisało się w mojej pamięci w niezwykły sposób. 

Płyniemy łodzią do przodu lodowca wysokiego miejscami na 60 metrów, o długości sięgającej 40 km i całkowitej powierzchni ok 260 km kwadratowych. Czoło tego tworu złożonego z lodu, ziemi i wody jest szerokie na ok. 5 km i ciągle się przesuwa. Perito Moreno przypomina mi cielsko żywego stworzenia, które mruczy, wzdycha, jęczy, szepce, stęka, mamrocze, wydawałoby się, żali, a czasem podnosi głos i wydaje z siebie przeraźliwy krzyk. To wielkie, czasem kilkunastotonowe kawały lodu odrywające się od klifu i wpadające do Jeziora Argentyna. Zjawisko to nazywa się cieleniem lodowca i kojarzy się z uderzeniem pioruna. 

Niesamowity spektakl natury odbieramy wszystkimi zmysłami. Magiczny błękit odłamków lodu pływających w wodzie, huk spadających mas lodowych, krużganki o niezwykłych kształtach, kominy, spirale wyrzeźbione w lodzie tworzące jego czoło - tego nie sposób oddać słowami. Perito Moreno funduje nam emocje, których nie sposób opisać, trzeba je przeżyć. 

Lodowiec ten znajduje się na terenie Parku Narodowego Los Glaciares w Andach Patagońskich. Spalone słońcem i wysmagane wiatrem stepy na pierwszy rzut oka wydają się monotonne, nudne i pozbawione życia. Nic bardziej mylnego. W okolicach słynnej drogi numer 40 co chwila pokazują się guanaco (tutejsze lamy), nandu (strusie), a także liski chytruski. Co kawałek wyłania się turkusowa odnoga jednego z licznych jezior, którymi usiana jest Patagonia. W oddali na horyzoncie widać majestatyczne Andy, a chłodny wiejący po bezkresnych terenach wiatr przypomina nam, że jesteśmy blisko Ziemi Ognistej, a koniec świata jest już tuż... Minimalistyczne i surowe piękno tego regionu świata jest trudne do opisania. 

Aconcagua

No i moje argentyńskie "numer trzy" to Aconcagua - najwyższy szczyt obu Ameryk liczący 6.959 metrów n.p.m. Droga do Parku Prowincjonalnego biegnie przez Andy, wijąc się po niezliczonych serpentynach, mostach i tunelach. Krajobraz jest prawie pustynny, bez roślinności, a kolory skał jakby spłowiałe od słońca: od wyblakłej czerwieni, żółci przez brązy do szarości i czerni. Już na terenie parku po małym posiłku podążamy dość łatwym szlakiem do Lagos Horcones mając przed oczami majestat Aconcagui - ("Kamiennego strażnika" w języku keczua) pokrytej śniegiem. Ponownie szczypię się, by dotarł do mnie fakt, że to nie sen... Na trasie sucho, słonecznie i wietrznie, można rzec: góry w kolorze sepii czerwonawo-beżowo-szarej. Na tym tle wyróżniają się tylko zielone oczko jeziorka Horcones i biały szczyt wzniesienia Aconcagui. Nasza piesza wędrówka po parku kończy się na wiszącym moście, poza którym wyłącznie profesjonalni wspinacze mogą kontynuować wspinaczkę za okazaniem specjalnej przepustki. 

Boskie Buenos

Buenos Aires sprawia wrażenie miasta europejskiego nie tylko z powodu architektury, ale głównie z powodu jego mieszkańców, którzy wyglądem nie przypominają rdzennej ludności Ameryki Łacińskiej. Ma się wrażenie, że jesteśmy w jakimś kraju południowej Europy. Ten fenomen dobrze oddaje powiedzenie dotyczące mieszkańców Argentyny: "Meksykanie pochodzą od Azteków, Peruwiańczycy od Inków, a Argentyńczycy ze statków". Są bowiem potomkami europejskich emigrantów i ciągle żyją pomiędzy Europą a Ameryką Południową, pomiędzy starym kontynentem a nowym światem. To im właśnie Buenos Aires zawdzięcza piękną architekturę, świetne kawiarnie i restauracje, wspaniałe teatry, no i europejski styl życia. 

Natomiast argentyńską specyfiką pozostanie rytualne picie yerba mate (suszone liście i patyczki ostrokrzewu paragwajskiego – można porównać do herbaty), spożywanie tradycyjnego asado (wyborne mięso pieczone na grillu), a także picie wspaniałego czerwonego wina malbec. Widok Argentyńczyka z termosem i tradycyjnym kubeczkiem, sączącego przez metalową rzeźbioną rurkę gorzkawą yerba mate jest wszechobecny i nikogo nie dziwi. Z tym nieodłącznym napojem pracują, podróżują, spacerują, robią zakupy, jednym słowem jest ich wierną towarzyszką. 
Zabrzmi to jak frazes, ale Buenos Aires nigdy nie śpi. Zdarzało się, że w godzinach wieczornych (19:00 – 20:00) szukaliśmy restauracji, ale były zamknięte albo świeciły pustkami, wypełniały się dopiero po godzinie 22:00. Najczęściej wybieraliśmy słynny stek argentyński, do którego nóż nie był potrzebny. 

Niestety od kilku lat Argentyna, niegdyś państwo porównywane ze Stanami, przeżywa wielkie problemy ekonomiczne. Inflacja spowodowała, że argentyńskie pesos są niewiele warte. Najczęściej proszono nas o regulowanie rachunków gotówką, nie akceptowano kart kredytowych, więc nosiliśmy ze sobą pokaźny pakiet tamtejszych banknotów. Często korzystaliśmy z usług taksówek i rozmowni kierowcy skarżyli się na kulejącą ekonomię i nieudolne rządy. Przy czym oni sami nie obchodzili się z nami uczciwie i kasowali często dwa, trzy razy więcej, niż poprzednicy za tę samą trasę. Taki los turystów. 

Przytoczę jeszcze jedno powiedzenie dotyczące Argentyńczyka: "To Włoch mówiący po hiszpańsku, wychowany przez Francuza, który chce wyglądać jak Anglik". Utwierdziliśmy się o prawdziwości tego powiedzenia odwiedzając kawiarnie London City i Cafe Tortoni, których stałymi klientami bywali Borges, Gombrowicz, Cortazar oraz inni członkowie elity intelektualnej i politycznej Argentyny. Angielska klasa, francuski szyk, włoski temperament - pewnie to między innym sprawiło, że Gombrowicz przeżył w tym kraju aż 24 lata. 

Niektórzy mówią, że Buenos Aires jest południowoamerykańskim Paryżem. Można tak myśleć z kilku powodów: szeroka na 140 m Avenida 9 de Julio kojarzy się z Champs Elysees, jest Obelisk upamiętniający założenie miasta, Teatro Colon nieodparcie przypomina Operę Garnier, no i cmentarz Recoleta nasuwa myśl o paryskim Pere Lachaise. Cmentarz Recoleta przypomina małą elegancką dzielnicę pełną niewielkich rezydencji przeznaczonych na wieczny odpoczynek. Spoczywają tu najznamietniejsi Argentyńczycy - elita państwa. Mieszkańcy Buenos Aires nie tracą pamięci o swych bohaterach, o czym świadczy grób legendarnej Evity Peron. Przy nim jest najwięcej zwiedzających i zawsze leży wiązanka świeżych kwiatów podobnie jak przy grobie Chopina na Cmentarzu Pere Lachaise w Paryżu. Argentyńczycy do dziś opłakują zmarłą na raka młodziutką żonę prezydenta, która mimo tego, że wywodziła się z ubogich warstw społecznych umiała odnaleźć się jako wspaniała Pierwsza Dama nie zapominająca o najbiedniejszych. 
Teatr Kolumba zadziwia nas przepychem i elegancją. Według fachowców jego akustyka jest niemal doskonała. Złoty Salon niezmiernie przywołuje na myśl salę lustrzaną w Wersalu. Dech w piersi zapierają witrażowe kopuły i żyrandole. Na ścianach umieszczone są wizerunki najlepszych kompozytorów operowych. Pierwotnie przeznaczeniem teatru była scena operowa, dziś odbywają się tam koncerty i spektakle teatralne, nie tylko operowe.

Nasz wzrok na afiszu przyciąga nazwisko Charlesa Dutoit - wieloletniego dyrygenta OSM, związanego z Argentyną poprzez byłą już żonę, słynną pianistkę - Marthę Argerich. 
Ta garść moich refleksji na pewno nie wyczerpuje wszystkiego, co łączy oba miasta. Byłam tam zbyt krótko... Szkoda.

Wodospady Iguazu

My Kanadyjczycy jakże jesteśmy dumni z Niagary! Jest to duma jak najbardziej uzasadniona, bo zobaczenie tego miejsca pozostawia wrażenia, których się nie zapomina. Jednak żona prezydenta Roosevelta patrząc na Wodospady Iguazu powiedziała: "Biedna Niagara!". Wodospady znajdujące się na styku Argentyny i Brazylii zaskakują potęgą. Niezwykle spektakularny widok wody spływającej 275 kaskadami z wysokości kilkudziesięciu metrów powoduje, że znowu się szczypię i mówię sobie: "Chwilo trwaj, jesteś piękna!".

Do wodospadów dojeżdżamy najpierw od strony argentyńskiej. Na terenie olbrzymiego parku (a właściwie dżungli) zrobiono wszystko, co można było, by ułatwić życie zwiedzającym. Więc najpierw krótka przejażdżka pociągiem, a potem długi spacer po specjalnych kładkach prowadzących momentami do tropikalnego lasu, następnie nad "wielką wodę" spływającą w przepastną głębię i wreszcie dotarcie do punktu kulminacyjnego wyprawy - Diabelskiej Gardzieli. Znowu nie umiem oddać wrażenia, jakie wywołuje huk spadającej wody połączony z obrazem kaskad. 

Spacer po tym wspaniałym miejscu trwał właściwie cały dzień. Oprócz wielu turystów towarzyszyły nam przeróżne zwierzątka: ostronosy wiecznie szukające jedzenia i w ogóle nie bojące się ludzi, małpy, ptaki, motyle o niesamowitych kolorach. Widzieliśmy nawet małego aligatora taplającego się w błocie. Widok tych egzotycznych stworzeń dał nam wyobrażenie, o tym jak ciekawa mogłaby być wyprawa w głąb dżungli. 

Strona brazylijska, którą zwiedziliśmy następnego dnia jest jeszcze bardziej widowiskowa, bo platformy umożliwiają bliskie podejście do wodospadów i obcowanie z nimi na wyciągnięcie ręki. Nie przeszkadzało nam, że woda tryskała dookoła i byliśmy przemoczeni do suchej nitki. Poczuliśmy "wielką wodę" dosłownie i namacalnie. 
 

Polskie spotkania

Po prawie dwóch tygodniach w Argentynie zadawałam sobie pytanie, dlaczego do tej pory, po przemierzeniu setek kilometrów, nie spotkaliśmy Polaków? Gdziekolwiek na świecie, gdzie byliśmy zawsze słyszeliśmy polską mowę i często zawieraliśmy miłe znajomości. 

I właśnie los jakby chcąc nam zrekompensować tę lukę sprawił, że z samego rana w dzielnicy Palermo szukając przechowalni bagażu natknęliśmy się na przesympatyczną młodą parę warszawiaków. Bez wahania zaoferowali nam przechowanie walizek rozwiązując tym samym poważny problem logistyczny, bo nasza przechowalnia zamykała się o 19:00, spektakl rozpoczynał się o 21:00, a samolot powrotny wylatywał o godzinie 3:00 nad ranem. 

Na cmentarzu Recoleta inna para polskich turystów opowiedziała o próbie kradzieży komórki w Sao Paulo w Brazylii, gdzie planowaliśmy zatrzymać się w drodze powrotnej wykorzystując 16-godzinną przesiadkę. W rezultacie w myśl, że im biedniejszy kraj, tym więcej niebezpieczeństw, a także z powodu zmęczenia, zamiast spaceru po Sao Paulo zafundowaliśmy sobie objęcia Morfeusza w hotelowym pokoju na lotnisku. I już ostatnie miłe spotkanie w La Boca - dzielnicy argentyńskiej bohemy. Mnóstwo w niej kafejek, a tango tańczy się na każdym rogu, za odpowiednią opłatą oczywiście. Ogniste tango zobaczyliśmy w wykonaniu uroczego starszego pana z Krakowa i "Marii" z Buenos Aires... 

Zwykle - choć nie zawsze - po odbytej wyprawie mam poczucie, że podróż za szybko minęła i że chciałabym tu jeszcze wrócić. Argentyna jest takim właśnie miejscem. 
Nasza podróż do Argentyny miała miejsce na przełomie lutego i marca 2023, a odbyłam ją z moim najlepszym i niezłomnym towarzyszem podróży życia, moim mężem - Stasiem.
 

Magda Chylewska


Magda Chylewska - polonistka w Szkole Polskiej przy Konsulacie Generalnym RP w Montrealu.
 


PANORAMA - MAGAZYN RADIA POLONIA CFMB 1280 AM, MONTREAL, KANADA
Tel: (514) 367-1224, (514) 963-1080, E-mail: [email protected]
Designed and maintained by Andrzej Leszczewicz
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
ZALOGUJ SIĘ