Świadek historii
"Jak żyć po tylu końcach świata?
Adorno uważał, że po Oświęcimiu poezja nie jest możliwa. Ale na białych
sznurach suszy się bielizna, słychać śmiech małego dziecka. To dziecko
wyrośnie, zostanie policjantem albo księdzem. Dlatego jestem zdania, że
po końcu świata należy żyć tak jak zawsze. Pamiętać, rzecz jasna, o tym,
co się zdarzyło, i o tym, co się zdarzy. I mimo to żyć jak zawsze. Chodzić
na długie spacery. Patrzeć, jak zachodzi słońce. Wierzyć w Boga. Czytać
wiersze. Pisać wiersze. Słuchać muzyki. Pomagać innym. Przeszkadzać tyranom.
Cieszyć się miłością i martwić śmiercią. Jak zawsze."
/Adam Zagajewski - Po końcu świata/
Są osoby, z którymi przebywanie
ciekawsze jest niż lektura najlepszej książki, co wynika z fascynującego
połączenia ich pasji życia, wiedzy o życiu i świecie, otwartości na ludzi
i nowe wyzwania. Tymi wszystkimi cechami obdarzona jest Halina Babińska,
zaś kochający Ją los dodał jeszcze urok osobisty, elegancję i niezwykłą
klasę. Mieszkająca w Montrealu od 1949 roku jest Halina Babińska przedstawicielką
emigracji wojennej, pokolenia, które przeżyło koniec świata. Nie mogąc
powrócić w rodzinne strony, gdyż Wołyń wcielony został do Związku Radzieckiego,
po wojennym końcu świata - przybyła do Kanady gdzie rozpoczęła życie raz
jeszcze. Znakomicie zaadoptowała się zarówno w środowisku kanadyjskim,
jak i polonijnym, stając się rozpoznawalną osobowością polskiej społeczności
w Montrealu.
W 2022 roku, z rąk Dariusza Wiśniewskiego,
konsula generalnego RP, Halina Babińska otrzymała medal Świadka Historii,
zaś Kongres Polonii Kanadyjskiej wyróżnił ją srebrną i złotą odznaką honorową
za "wybitne zasługi dla dobra Polonii Kanadyjskiej" z uwzględnieniem wolontariatu
w Komitecie Pomocy Dzieciom Polskim oraz w Bibliotece Polskiej w Montrealu.
Te zaszczytne wyróżnienia podsumowały wieloletnie, aktywne uczestnictwo
w życiu społecznym i kulturalnym Polonii.
Ta wielka dama, którą wszyscy podziwiają
za klasę, elegancję i pogodę ducha, ma za sobą długie życie znaczone dramatycznymi
wydarzeniami. Ale to właśnie doświadczenie w dzieciństwie głodu, strachu,
rozpaczy wyzwoliło w Halinie umiejętność cieszenia się życiem i żarłoczną
wręcz ciekawość wszystkiego co niesie nowy dzień.
Spokojne, chciałoby się napisać za
wieszczem " sielskie, anielskie" dzieciństwo dziesięcioletniej Halinki
przerwane zostało rozpoczęciem działań wojennych na terenie Polski przez
III Rzeszę i agresją radziecką na wschodnie tereny Polski 17
września 1939 roku. Życie rodzinne Weroniki i Stanisława Myszaków
i ich czwórki dzieci, w Zdołbunowie na Wołyniu, podszyte było lękiem o
życie. Złe przeczucia spełniły się, gdy sowieccy żołnierze zabrali nocą
ojca, informując rodzinę, że wróci do domu za kilka godzin po sprawdzeniu
dokumentów. Halinka czekała na powrót taty całą noc. Nie wrócił, trafił
do obozu w Ostaszkowie, o czym rodzina dowiedziała się dużo później. 13
kwietnia 1940 roku ciszę nocy znów przeszyły krzyki żołnierzy sowieckich.
Wtargnęli do śpiącego domu o trzeciej nad ranem i kazali natychmiast wychodzić.
Weronika Myszak miała już wcześniej przezornie spakowane dwie walizki z
kołdrą i kocami. Halinka chciała zabrać ze sobą "Quo vadis" Henryka Sienkiewicza,
ale żołnierz wyrwał jej książkę z rąk i rzucił na ziemię. Wywieziono ich
na stację kolejową. Matka, 10-letnia Halina, 8-letni Ryszard, 6-letnia
Danusia, 4-letnia Stasia - czekali dwa dni na odjazd pociągu. Wyładowany
ludźmi transport ruszył w podróż, która trwała dwa tygodnie - w Pietropawłowsku,
w północnym Kazachstanie, kazano im przesiąść się do pociągu do Bułajewa,
dalej jechali ciężarówką do Budionówki, tworzącej ze wsią Muchawoje kołchoz
Krasnaja Puszka. Budionówka, czyli kilka nędznych chałup, była kresem tej
morderczej podróży i początkiem walki o przeżycie w warunkach urągających
ludzkiej godności. W jednej z chat Weronika Myszak wynajęła przechodnią
izbę. Spali wszyscy razem na jednym sienniku, żeby nie zamarznąć z zimna.
Matka znalazła pracę w miejscowości oddalonej o 20 kilometrów - musiała
zostawiać dzieci same w ciągu tygodnia. Przychodziła do nich tylko na niedzielę.
Zimno, głód, wszy, tęsknota za matką, wysiłek by przeżyć każdy kolejny
dzień - z tym wszystkim zmagała się czwórka rodzeństwa. Wywiezieni na tułaczkę
mieli stać się ofiarą nieludzkich decyzji podejmowanych przez demiurgów
wojny. Nadzwyczaj dzielna matka, po kilku miesiącach morderczej
pracy i separacji z dziećmi, znalazła nową pracę i zabrała dzieci do Karagugi.
O tego momentu Halina pomagała matce w sprzątaniu.
W Karagudze dotarła do nich wiadomość
od ojca, by udali się w stronę Tatiszczewa. Wyruszyli w podróż przerwaną
przez linię frontu i zmuszeni zostali do zatrzymania się w Czelabińsku.
Wynajęli izbę w chałupie chłopa - zimną, pustą, z piecem chlebowym w rogu.
Tam, zimą 1942 roku zapukał do drzwi ojciec. Wyszedł z obozu na mocy amnestii,
dzięki porozumieniu Sikorski-Majski, z lipca 1941 roku i miał załatwione
dla rodziny wszystkie dokumenty potrzebne do wyjazdu z niewoli sowieckiej.
Radość z odnalezienia się całej rodziny na nieludzkiej ziemi była połączona
z niepokojem o zdrowie ojca. Stanisław Myszak zabrał rodzinę do Dżalalabadu
w Kirgistanie, gdzie formowała się piąta zapasowa dywizja piechoty, jednak
wycieńczony pobytem w obozie zachorował na tyfus plamisty i po kilku dniach
zmarł. Od ojca tyfusem zaraził się Ryszard i również trafił do szpitala.
Wiadomość o śmierci ojca Halinka musiała udźwignąć samotnie, gdyż lekarz
zasugerował, by nie powiadamiała matki, co mogłoby opóźnić ich wyjazd do
Iranu.
Wyjechali pierwszym transportem wojskowym
- najpierw pociągiem do Krasnowodzka, potem statkiem - stłoczeni, leżący
pokotem na pokładzie. Po dwóch dniach dotarli do Pahlevi, nazwanego przez
Polaków "bramą wolności". W Pahlevi Weronika Myszak nie miła już sił, by
dojść do łaźni - zmarła na atak serca, jakby przeczuwając, że jej dzieci,
wyprowadzone przez nią z nieludzkiej ziemi, teraz już będą bezpieczne.
Fenomenem tamtych strasznych czasów
stała się gościnność Szaha Iranu i utworzone przez przybyłych tam Polaków,
dla ponad 2 tysięcy sierot wojennych, placówki opiekuńcze, pedagogiczne,
zdrowotne. W tej polskiej, serdecznej społeczności Halina przejęła rolę
matki dla swoich młodszych sióstr Danusi i Stasi. Czuwała nad nimi, decydowała
o ich edukacji, a zarazem sama odżyła w sposób zadziwiający - uczyła się,
zawarła przyjaźnie na całe życie, przeżywała pierwsze miłości. Sceneria
Środkowego Wschodu , Iranu i Libanu - ciepły klimat, słońce, błękitne niebo,
kolory roślinności i owoców, a nade wszystko ludzie: ofiarni, serdeczni,
szlachetni i opiekuńczy - wszystko to leczyło pamięć po przeżytych tragediach.
Do Kanady przypłynęła w sierpniu
1949 roku, silna i piękna Halina, ze świadectwem matury zdanej w 1946 roku
i zaliczonymi dwoma latami nauki w Studium Polonistycznym w Instytucie
Polskim Naukowym założonym i prowadzonym w Bejrucie przez profesora Stanisława
Kościałkowskiego. Zaskoczeniem i dużym rozczarowaniem była wiadomość, że
nie może kontynuować nauki, bowiem prawo kanadyjskie wymagało, by podjęła
pracę pomocy domowej. Pracowała do chwili wyjścia za mąż za Stanisława
Babińskiego, syna dyplomaty, posła RP Wacława Babińskiego, przysłanego
do Kanady przez rząd londyński.
W rodzinie Babińskich odnalazła utraconą
rodzinność, miłość, bezpieczeństwo, weszła w środowisko dyplomatycznej
elity polskiej przybyłej w czasie wojny do Montrealu. Wtedy też rozpoczęła
się serdeczna przyjaźń Haliny i Stanisława Babińskich z generałem Kazimierzem
Sosnkowskim, na cześć którego ich syn otrzymał imię Kazimierz.
Halinę interesowali ludzie, losy
ludzi, ich przeżycia, emocje. Zarówno w życiu prywatnym, jak i w pracy
zawodowej w szpitalu, pracując jako social worker, wsłuchiwała się w ludzi,
przejmowała się nimi, pomagała im.
Fenomenalna pamięć pozwala Halinie
Babińskiej pamiętać wszystkie historie ludzkie, przeżycia z dzieciństwa
i młodości, nazwiska nauczycielek w Isfahanie, treść rozmów z generałem
Sosnkowskim w jego domu w Arundel, zdarzenia drobne i ważne.
Halina jest Homerem naszych czasów
snującym opowieści o przeszłości, czyniąc tę przeszłość żywą, barwną, namacalną.
Przekazuje ją nam, byśmy poznali kręte ścieżki labiryntu życia, ale również,
byśmy nauczyli się dzielności, siły i umiejętności radzenia sobie z życiem.
Słynne powiedzenie Halinki " Jak
trza to trza" jest jak okrzyk bojowy zagrzewający do działania, bo "...po
końcu świata należy żyć tak, jak zawsze. Pamiętać, rzecz jasna, o tym,
co się zdarzyło, i o tym, co się zdarzy. I mimo to żyć jak zawsze..."
Halina Babińska jest królową życia,
odrzuciła starość w tradycyjnym tego słowa znaczeniu jako słabość ciała
i ducha. Dane jej było w znakomitym zdrowiu osiągnąć szacowny wiek i aż
trudno uwierzyć w liczbę przez nią wymienianą, bowiem 60-latkowie czują
się przy niej starcami. Przyciąga wszystkich swoim apetytem na życie, a
każde spotkanie w jej salonie staje się okazją do wspomnień, homeryckich
opowieści o przeżyciach wojennych, o ludziach z przeszłości.
Trzeba tu wspomnieć o bardzo ważnym
człowieku w życiu Polonii kanadyjskiej, jak również w życiu rodziny Babińskich
- generale Kazimierzu Sosnkowskim. Mąż Haliny, Stanisław Babiński, przez
wiele lat zbierał materiały do biografii generała, co zaowocowało publikacją
" Kazimierz Sosnkowski. Myśl-praca-walka". Po śmierci męża Halina przejęła
misję przywracania pamięci o generale w Polsce i w tym celu gościła na
uroczystościach związanych z otwarciem Wojskowego Biura Historycznego im.
gen. broni Kazimierza Sosnowskiego, uczestnicząc w spotkaniach i wydarzeniach
okolicznościowych z tym związanych.
Kolejną aktywnością tej wyjątkowej
damy nie znającej zmęczenia, są spotkania z młodzieżą w polskich szkołach
w Montrealu, z czego korzystają obie strony: młodzież ma okazję porozmawiać
o polskiej historii z kimś, kogo ta historia doświadczyła, zaś Halina Babińska
cieszy się, że kolejne pokolenie emigrantów uczy się języka polskiego i
nasiąka polskością.
I jeszcze ważny element, dopełniający
ten portret Haliny malowany słowami - jej elegancja, związana nie tylko
z ubiorem, nienaganną fryzurą i olśniewającym uśmiechem. Elegancja Halinki
polega na cudownej umiejętności mówienia o ludziach z sympatią i troską,
na wybaczaniu im niedoskonałości, znajdowaniu słów niosących otuchę i wsparcie.
Szczęśliwy człowiek to ten, kto kocha
życie we wszystkich jego barwach i odcieniach - od jasnych do ciemnych,
mierzy się z losem kapryśnym i nieprzewidywalnym, stawia czoła wzlotom
i upadkom fortuny. Taka jest właśnie Halina Babińska - Świadek Historii
który biegnie na przeód. Uczy nas historii, ale również uczy nas tego,
jak czerpać z życia to, co najpiękniejsze - radość, mądrość, miłość.
Katarzyna Szrodt
Dr Katarzyna Szrodt - badaczka
polskiej emigracji artystycznej w Kanadzie, animatorka życia kulturalnego,
kuratorka wystaw, felietonistka.
|