.

MAGAZYN PANORAMA
352 Bergevin, Suite 6 
Lasalle, Qc
H8R 3M3 

E-mail: [email protected]

Tel. (514) 367-1224 
Tel. (514) 963-1080



 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

Tysiące twarzy...

1 czerwca 2023 roku, po piętnastu miesiącach, harcerski punkt pomocy dla uchodźców wojennych z Ukrainy został zamknięty. Na odgórne decyzje nie ma się wpływu. Ze łzami w oczach, bo w głębi serca pozostało przekonanie, że nadal jest potrzeba jego funkcjonowania, wolontariusze ostatni raz zamykali drzwi pomieszczenia na Dworcu Głównym PKP w Krakowie.

Zgaszone, dosłownie, światło w pomieszczeniu nie wypełniło mrokiem zapomnienia najważniejsze- go - troski o losy ludzi, tych zapamiętanych z imienia, z wyglądu lub tych zupełnie anonimowych, przepływających niczym rzeka ze swoimi bagażami do lepszego, a nade wszystko bezpiecznego, jakiegoś drugiego brzegu. Przez ostatnie miesiące codziennie, średnio blisko dwa tysiące osób o coś pytało, prosiło, dziękowało, żegnało się i ruszało w dalszą drogę. 

Każdego dnia stawaliśmy się powiernikami wielu tragicznych opowieści. Z bezsilności przytulaliś- my, okazywaliśmy współczucie, po prostu byliśmy, bo przecież w takich sytuacjach słowa "nie martw się, będzie lepiej" dosłownie stają się pustym frazesem. A przecież w punkcie pomocy mieliśmy jedynie zadbać o to, aby dla wszystkich potrzebujących nie zabrakło kanapek, gorącego napoju, wody, dla dzieci czegoś słodkiego... 

Piętnaście miesięcy na dworcu to symboliczna próba zapisania w pamięci ciągu dalszego dla piętnastu osób, poznanych z imienia, które nadal mieszkają w Krakowie lub w jego okolicach, które tkwią w zawieszeniu, mimo że chcą wracać, tu jakoś muszą żyć. Zostali..., bo małe dziecko, bo choroba, bo ciąża, bo wiek, bo dom zburzony, bo ciągle niebezpiecznie. Wsłuchują się w dzwonek telefonu, bo może po kolejnym nalocie uda się komuś z bliskich zadzwonić z nowymi informacjami. Przekazują je dalej, czasem nawzajem sobie pomagają: wymieniają się rzeczami, artykułami spożywczymi, informacjami o mieszkaniach i pracy.

Historie są prawdziwe, imiona zmienione. Ale właściwie skąd taki wybór i dlaczego? Nie wiem, chyba tylko dlatego, że te osoby, nie potrafię wyjaśnić z jakiego powodu, wpisały się w moją pamięć i z troską nadal im towarzyszę. Co je łączy? Wszystkie chcą wrócić do Ukrainy. Pozwólcie zatem, że je przedstawię.

Oto Olena - czterdziestoletnia blondynka, pełna poczucia humoru i uśmiechu od ucha do ucha.  Gdyby nie okoliczności, można by rzec, że "do tańca i do różańca". Uciekła na początku wojny z ostrzeliwanego Żytomierza. Nie ma w Polsce żadnych znajomych. Zamieszkała z innymi Ukraińcami w budynku jednej z krakowskiej parafii. Chce być użyteczna i odwdzięczyć się za udzielone jej schronienie. Sprząta kościół i pomaga w kuchni. Szuka dorywczych prac w okolicznych domach i restauracjach. Czasem spotykam ją wędrującą przez Kraków z mopem do sprzątania. Uśmiecham się - będzie miała pieniądze na drobne wydatki. Uczęszcza na kurs języka polskiego. Gdy go opanuje, chociaż w stopniu komunikatywnym, łatwiej znajdzie zatrudnienie. 

Maryna - niezwykle wrażliwa i taktowna, z wyższym wykształceniem i studiami podyplomowymi w Polsce. Gdyby nie 7-letni syn, nie zdecydowałaby się na wyjazd z Kijowa. Znalazła zatrudnienie w przedszkolu, ale nie wie, jak długo będzie tam potrzebna. Mieszkanie wynajmowane z obcą współlokatorką z Ukrainy, jest coraz droższe. Znów trzeba będzie szukać nowego. Z obawą myśli o tym, kto się zajmie synkiem, gdyby się rozchorowała.

David i Awtandyl - Gruzini z ukraińskiego Mariupola, wujek i dorosły siostrzeniec. Ten pierwszy mówi po rosyjsku, drugi tylko w ojczystym języku. Nie znają języka ukraińskiego, a to wywołuje złość i kpiny wśród innych uchodźców: - naprawdę uciekli z Ukrainy i mówią tylko w języku wroga? To nie do przyjęcia! Wiele razy interweniowałam słysząc te zaczepki pod ich adresem. Pracują. Ciężko, fizycznie na budowach. Zdarzyło się, że jeden z pracodawców, nomen omen Ukrainiec, nie wypłacił im wynagrodzenia. Płacą za wynajmowane mieszkanie, sami się utrzymują, odkładają pieniądze na odbudowanie zrujnowanego domu i wspominają piękną Gruzję. Niezwykle honorowi, z trudem przyjmują jakąkolwiek pomoc. Wrócą, z pewnością wrócą po wojnie do Mariupola, a do Gruzji pojadą na wakacje.

Ludmiła - zanim ją zobaczyłam, usłyszałam jej płacz. Rozpaczała, bo znalazła tymczasowe mieszkanie w okolicach Krakowa, a nie w samym mieście. Uspokoiłam ją wyznaniem, że ja też tam mieszkam i nie wyobrażam sobie innego miejsca do życia. Dla niej również okazało się ono idealne. W dniu swoich urodzin przyszła do mnie na dworzec, gdzie pełniłam akurat służbę, aby podzielić się małym ciasteczkiem symbolizującym tort. Po raz pierwszy przyszło jej spędzać ten dzień bez rodziny i bez tortu. Za każdym razem, kiedy tylko ją spotykałam, słyszałam: "Marineczka, ja tak tęsknię za swoimi..."

Irina - dzielna kobieta, która oprócz fizycznej pracy i opieki nad dwójką swoich dzieci, odbyła roczny kurs dokształcający, aby znaleźć lepiej płatne zatrudnienie i pomagać w poszukiwaniu pracy innym Ukrainkom. W weekendy znajdowała siły i czas, aby pomagać charytatywnie na dworcu.

Pan Walery - zawsze w taki sposób o nim myślę. Uśmiechnięty, pogodny emeryt od początku wojny razem z żoną w Krakowie. Spec od różnych napraw, ciągle pytający, czy nie trzeba czegoś komuś zreperować. Nawet za darmo, bo chce się czuć się potrzebnym.

Olga - młoda, bardzo szczupła piękna kobieta z dwójką kilkumiesięcznych dzieci. Oczy wypełniały się łzami, kiedy otrzymywała mleko i pampersy. Mam nadzieję, że jakiś dobry anioł dalej się nią opiekuje.

Jarosława - skromna, zamknięta w sobie nastolatka, która nad każdą otrzymaną kanapką kreśliła w powietrzu znak krzyża. Nigdy o nic nie prosiła...

Dzieci - tysiące dzieci spędzających różnie czas. Zdecydowana większość wybrała szkołę, często dwie, tę w języku polskim i ukraińską online. Szybko uczą się języka polskiego i niejednokrotnie, już nawet te młodsze, stają się tłumaczami dla swoich mam. Niektórym nawet udało się podjąć studia. Po zajęciach wędrują grupkami po mieście, czasem szukają dorywczej pracy.  

Osoby chore i niepełnosprawne - w Krakowie i jego okolicach funkcjonuje kilka ośrodków, w których mieszkają, są leczone i rehabilitowane. Reszta korzysta z publicznej służby zdrowia, do której jako uchodźcy mają takie samo prawo jak Polacy. Często brak znajomości innego, oprócz ukraińskiego, języka jest dużym utrudnieniem w komunikacji.

Galina z Winnicy - całkiem nieźle radzi sobie z językiem polskim, którym porozumiewa się z charakterystycznym wschodnim zaśpiewem. Znalazła mieszkanie i pracę w gospodarstwie rolnym. Mimo młodego wieku, bardzo ciężko pracuje, ale ma cel - odbudować swój dom.

Galina z Lwowa - mieszka w kolejnym wynajętym mieszkaniu, za które płaci. Sprząta, opiekuje się starszymi i chorymi osobami, piecze smaczne ciasta. Uczy się języka polskiego z szacunku, jak sama mówi, dla kraju, który okazał jej gościnę.  

Yulia i Alex - matka z dorosłym synem, muzycy: ona - była dyrygentka chóru w trakcie leczenia choroby nowotworowej, on - skrzypek, skrzypce, niestety, zostawił na Ukrainie. Z wypiekami na twarzach prezentują album z fotografiami z koncertów. Często wstępują do kościołów, aby posłuchać przynajmniej muzyki organowej.

Vlad - nie sposób go zapomnieć. Już z samego rana przychodził po kawę i kanapkę, i był już po porannej mszy z planem na kolejne w tym samym dniu. W podziękowaniu uśmiechał się, przymykał oczy i składał ręce. Rzadko kiedy rozmawiał, a jeżeli już to tylko po to, aby poinformować, gdzie i o której godzinie jest jakieś kolejne nabożeństwo. Często słyszę w kościołach jak głośno śpiewa z charakterystycznym wschodnim akcentem. Nie muszę go wypatrywać - wiem, że to on.

Madame - niestety z zaburzeniami psychicznymi. Pojawiła się bez pieniędzy z francuskim paszportem z pierwszą falą uchodźców, ale to chyba tylko zbieg okoliczności.  Wrosła w dworcowy pejzaż, mimo że mówiła tylko w swoim ojczystym języku. Pochodziła z Paryża, ale nie chciała tam wracać. "Mari, jestem wolnym człowiekiem, nie jestem kloszardem". Ale, niestety, nim była. Z miesiąca na miesiąc podupadała na zdrowiu: a to spuchnięte oczy, a to złamana noga, a to wybite zęby... Bezsilność! Nie chciała iść do lekarza, nie chciała pomocy ze strony konsulatu francuskiego i opieki społecznej, a na jakąkolwiek próbę rozmowy o rodzinie wpadała w gniew i krzyczała. Skrajnie wyczerpana trafiła na miesiąc do szpitala. Podobno znów wróciła na dworzec, ale, niestety, nas już tam nie ma. Przychodzi do mnie w snach z uśmiechem ukazującym swe bezzębne dziąsła. Budzę się z przerażeniem, że nie zdążę jej kupić nowych skarpetek i bielizny. W rzeczywistości już jej nie spotkałam. Au revoir Carolyn.
 

Tysiące twarzy...

"Tysiące twarzy, setki miraży, to człowiek tworzy metamorfozy..." wyśpiewywała legendarna polska wokalistka Kora.

Tysiące twarzy - zapamiętanych, czasem bezimiennych ludzi z niewielkim bagażem podręcznym i wielkim bagażem bólu, cierpienia, płynących jak fala w poszukiwaniu schronienia.
Setki miraży - tak bardzo chciałoby się wierzyć, że to tylko fatamorgana, że to tylko zły sen, ale niestety, wojenna rzeczywistość dotyka konkretnego człowieka, dotyka Ciebie i mnie. Możemy pozostać obojętnymi, bo to przecież nas bezpośrednio nie dotyczy albo możemy otworzyć serce i dłonie.

To człowiek tworzy metamorfozy - oby z czasem te przemiany zmierzały ku lepszemu. To Ty i ja uczestniczymy w tym przeobrażeniu, nie z wyboru, ale z konieczności, które nam przyniosło życie. Zostaliśmy zamieszani przez historię w historii, która dzieje się tu i teraz, w historii drugiego człowieka.

Dokąd zawędrujemy, co będzie jutro, jak potoczy się Twój i mój los, a także losy obu narodów - nie wiem. Wiem, że dzisiaj nasza, Twoja i moja siostra potrzebuje pomocy - nie zamykajmy oczu, nie opuszczajmy rąk, nie odwracajmy głowy, nie odchodźmy w pośpiechu. To jest miara naszego, mojego i Twojego, człowieczeństwa.
 

Epilog

Od lutego 2022 roku do lipca 2023 roku, wg straży granicznej, granicę ukraińsko-polską przekroczyło 14 milionów uchodźców. Około 1,5 miliona pozostało w Polsce; najwięcej w Warszawie, Wrocławiu, Krakowie, Poznaniu, Łodzi i Gdańsku. Kobiet z dziećmi jest dwa razy więcej niż mężczyzn, którzy nie są już w wieku poborowym (60+). W Małopolsce przygotowanych jest 30 000 tysięcy miejsc noclegowych, ale wiele osób wynajmuje mieszkania na własny koszt. Osoby ze statusem uchodźcy UKR, które wystąpiły o nadanie numeru PESEL (to tylko formalność), mają zapewniony bezpłatny dostęp do opieki zdrowotnej, do rynku pracy i do świadczeń socjalnych. Często brak znajomości języka jest przeszkodą w znalezieniu pracy. Owszem, są organizowane bezpłatne kursy języka polskiego, ale ciągle jest ich za mało. Na udział w nich często nie pozwala Ukrainkom konieczność opieki nad małymi dziećmi. Ewenementem jest to, że w Polsce nie zbudowano dla uchodźców żadnych miasteczek i obozów, w których mieliby przebywać mniej czy bardziej odizolowani. Polacy otworzyli dla nich drzwi swoich domów i serc.
 

Maryla Kania

Maryla Kania - harcmistrzyni z Hufca ZHP Kraków Śródmieście. E-mail: [email protected]

 


PANORAMA - MAGAZYN RADIA POLONIA CFMB 1280 AM, MONTREAL, KANADA
Tel: (514) 367-1224, (514) 963-1080, E-mail: [email protected]
Designed and maintained by Andrzej Leszczewicz
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
ZALOGUJ SIĘ