MONTREALSKIE ŚWIĘTO KINA
Od 21 sierpnia do 1 września
królował w Montrealu The World Film Festival. W kilkudziesięciu kinach
Cineplex Odeon, kinie Imperial, na wielkim ekranie na Place des Arts, wyświetlono
ponad 250 filmów. Była to ilość nie zawsze przechodząca w jakość, ale wśród
takiej wielości można było znaleźć pozycje ciekawe. Mój wybór padł w pierwszej
kolejności na filmy polskie - "Jack Strong" Władysława Pasikowskiego i
"Psie pole" Lecha Majewskiego.
"Jack Strong" oparty jest
na życiu Ryszarda Kuklińskiego, pułkownika Wojska Polskiego, który od początku
lat 70-tych przesyłał tajne informacje do Waszyngtonu. Zawiadomił rząd
amerykański o planach wprowadzenia stanu wojennego i w ostatniej chwili
udało mu się uciec z rodziną za granicę. Bohater i wróg wyklęty przez wiele
lat w Polsce, Kukliński jest skomplikowaną postacią, jak skomplikowana
była polska historia powojenna. Nieszczęśliwy człowiek, osamotniony w swojej
misji, którego zamiast nagrody od losu spotkała tragedia - dwóch jego synów
zginęło w Stanach w niewyjaśnionych okolicznościach wskazujących na zemstę
KGB. Dramatyczne życie, człowiek podziwiany i wyklęty, nierozumiany przez
bliskich i przez wielu Polaków - to znakomity scenariusz bardzo dobrze
wyreżyserowany przez Władysława Pasikowskiego. Film trzyma w napięciu,
dialogi są ciekawe, aktorzy grają znakomicie. Smutna historia na tle dramatycznych
przemian w Polsce Ludowej. Warto obejrzeć.
"Psie pole" Lecha Majewskiego
to film trudny, intelektualny, artystyczny, jak wszystkie filmy tego wszechstronnego
reżysera i malarza. Jego poprzedni film "Młyn i krzyż" był ożywieniem obrazu
"Droga krzyżowa" Petera Breugla - znakomitym i przejmującym połączeniem
kina z malarstwem. Tym razem Lech Majewski prowadzi w "Psim polu" dość
realistyczną opowieść o młodym mężczyźnie, ocalałym z wypadku, w
którym zginęła jego dziewczyna i przyjaciel. Załamany i osamotniony bohater
szuka pocieszenia w "Boskiej komedii" Dantego. Czyta poemat Dantego, słucha
go w oryginale, ogląda ilustracje Gustava Dore inspirowane "Boską komedią".
Dramat młodego człowieka rozgrywa się na tle katastrofy samolotu prezydenckiego
w Smoleńsku i powodzi na Śląsku w 2010 roku. Dramat osobisty miesza się
z tragedią kraju, symboliczne, malarskie sceny przeplatane są migawkami
z codzienności. Nie wszystkie sceny są jasne, niektóre pomysły fascynują,
jak sceny z pojawiającym się aniołem czy gołębiami. Trzeba lubić poetyckie
kino Lecha Majewskiego, jego powolną narrację, by docenić tę filmową opowieść
.
"Inthar" (Le fils du
lac) - wybrałam film z Birmy zdziwiona, że ten odległy kraj ma swoją kinematografię.
W prawie po amatorsku opowiedzianej historii o dziecku podrzuconym do zakonu
buddyjskiego, jest dużo uroku i autentyczności życia codziennego. Kamera
wkracza do świątyni, uczestniczy w trakcie medytacji, lekcji czytania małych
mnichów. Kilka scen toczy się w zakonie, w świątyni i w szpitalu, a w tle
podziwiamy egzotyczną naturę Birmy. Aktorzy są amatorami grającymi w sposób
naiwny, czasami z lekkim skrępowaniem. Przypominają się początki
kina i proste sceny z pierwszych filmów przedwojennych. Teoretyk kina Karol
Irzykowski zdefiniował w 1924 roku kino jako "widzialność obcowania człowieka
z materią" i ta "widzialność" jest w "Inthar".
"Aimer, Boire et Chanter"
jest ostatnim filmem Alaina Resnairs. Twórca takich filmów jak "Hiroszima
moja miłość", "Zeszłego lata w Marienbadzie", klasyk kina francuskiego,
zmarł tuż przed premierą swego ostatniego filmu. "Kochać, Pić, Śpiewać"
to dziwny film. Akcja dzieje się w teatralnych dekoracjach i jest
statycznym dialogiem pomiędzy trzema parami małżeńskimi. Bohaterowie przygotowują
amatorskie przedstawienie, czyli w swoim "papierowym świecie" mają wystawić
sztukę. Próbują swoje role, tekst sztuki miesza im się z tekstami prywatnymi.
Nagle okazuje się, że wspólny przyjaciel, którego widz nigdy nie pozna,
jest chory na raka i pozostało mu siedem miesięcy życia. Wszyscy rozpaczają
i postanawiają włączyć go do prób sztuki, by tym samym umilić mu ostatnie
chwile. Powstaje z tego galimatias, gdyż umierający nie utracił zawsze
go cechującego czaru uwodziciela i udało mu się w krótkim czasie prób rozkochać
w sobie dwie panie oraz córkę jednej z pań i spowodować, by powróciła do
niego żona, która związała się z innym mężczyzną. Filmowa komedia pomyłek,
przypominająca nastroje sztuk Marivaux lub Moliera, choć nie dorastająca
do poziomu klasyków. Czy reżyserowi chodziło o to, by ukazać płytkość rozmów,
miałkość tematów, którymi żyją współcześni? Co oznaczał kret, który dwukrotnie
wychodzi z ziemi? Pozostały mi po tym filmie same pytania. Ostatni film
mistrza Resnais sugeruje nam, że warto kochać - pić - śpiewać? Tylko tyle?
Włoski film reżysera Pupi
Avati "Un ragazzo doro", otrzymał na festiwalu nagrodę za oryginalny scenariusz,
autorstwa samego reżysera. Pupi Avati wyznał na konferencji prasowej, że
jest to jego trzeci film poświęcony relacji ojca z synem. Reżyser stracił
ojca mając dwanaście lat i zawsze brakowało mu tego kontaktu. Bohaterem
jest młody, zdolny i wrażliwy mężczyzna. Pracuje w Mediolanie w agencji
reklamowej, ale pisze i właśnie zamierza wydać swoje opowiadania drukiem,
gdy dowiaduje się, że umarł jego ojciec, z którym był w złych relacjach.
Ojciec był znanym scenarzystą i reżyserem, przygniatał go zawsze
swoją wielkością i sławą. Syn przyjeżdża na pogrzeb, spotyka z matką, poznaje
ostatnią miłość ojca. Nie potrafi nie ulec panującemu podziwowi dla zmarłego.
Wchodzi do gabinetu mistrza, sanktuarium pracy, do którego jako dziecko
miał wstęp wzbroniony. Okazuje się, że ojciec był w trakcie pisania wspomnień.
Wydawca, kobieta, z którą ojca dużo łączyło, proponuje, aby nasz bohater
dokończył tekst. Syn najpierw odrzuca propozycję, ale w końcu ulega. Zamyka
się w gabinecie, odcina od świata i pisze. Pisze swoją wersję, swój tekst,
który wręcza wydawcy jako tekst ojca. Książka odnosi sukces, zdobywa nagrody,
a młody człowiek ląduje w szpitalu psychiatrycznym. Jest wypalony, oddał
swój talent i zdrowie psychiczne ojcu. Wysoka cena złożonej relacji synowsko-ojcowskiej,
odwrócenie słynnego kompleksu Edypa, w którym nie syn zabija ojca, lecz
ojciec uśmierca syna.
Najlepszym filmem festiwalu
okazał się film meksykański "Obediencia Perfecta" (Perfect Obedience) Luiza
Urquiza Mondragona, film poruszający temat homoseksualizmu w kościele katolickim.
Nic nowego nie wniósł do tego tematu, ani artystycznie ani myślowo.
Wychodząc z ciemnej, chłodnej
sali kinowej na rozgrzane słońcem ulice Montrealu, myślałam, zmęczona tymi
fabułami, że życie jest ciekawsze od fikcji.
|