RATUJĄC SIĘ PRZED ZIMĄ
Świat cierpi coraz bardziej
z powodu ocieplenia klimatu, w efekcie którego w Kanadzie przeżywamy obecnie
najsroższą od niepamiętnych lat zimę. Śnieg pada nieustannie, mróz mrozi
do bólu, i gdyby nie słońce, któremu się udaje przedrzeć czasem przez ciężkie
chmury, zginęlibyśmy pogrążeni w melancholii i bezruchu. Na szczęście,
kilka ciekawych i ważnych wydarzeń w świecie kultury, dotyczących polskich
twórców, pozwoliło mi oderwać się od bezkresnej bieli i poszybować myślą
w świat.
Rok 2015 został ogłoszony
przez UNESCO Rokiem Tadeusza Kantora, gdyż 6 kwietnia przypada 100 rocznica
urodzin artysty. Na całym świecie przygotowywane są wystawy prac malarskich
Kantora, retrospektywy jego prac teatralnych, prezentacje nowych dzieł
inspirowanych twórczością tego wybitnego reżysera, scenografa, malarza,
teoretyka sztuki. Tadeusz Kantor to oryginalna osobowość teatru XX
wieku, twórca własnej grupy teatralnej Cricot 2, autor i reżyser spektakli,
które przyniosły mu światowe uznanie. "Umarła klasa", "Gdzie są niegdysiejsze
śniegi", "Wielopole, Wielopole", "Niech sczezną artyści", "Nigdy już tu
nie powrócę", "Dziś są moje urodziny" - to spektakle składające się w całość
nazwaną Teatrem Śmierci.
Tadeusz Kantor zawsze uczestniczył
w swoich spektaklach. Jako mistrz ceremonii, dyrygent, śledził ruch na
scenie, interweniował, nadawał rytm aktorom, którzy odgrywali sceny z jego
dzieciństwa przemieszane ze scenami z historii niszczącej losy ludzkie.
Spektakle Kantora nazywano
osobliwą formą tańca śmierci. Staruszkowie zmierzający do swych ławek szkolnych
w rytm walca, w "Umarłej klasie", rekruci z pierwszej wojny światowej maszerujący
do zbiorowego grobu przy dźwiękach pieśni legionów, w "Wielopole, Wielopole",
tango tańczone w "Nigdy już tu nie powrócę" - te obrazy odwoływały się
do poetyki dance macabre. Doświadczenie śmierci, zagłady minionego świata
miało u Kantora charakter zarówno indywidualny jak i zbiorowy. Taniec stawał
się po wielokroć przejmującą syntezą doświadczenia XX wieku, ale również
wciągał widza w hipnotyczny krąg rytmu, obrzędu, ceremonii metafizycznej.
Dobrze, że Rok Kantora przywoła i przypomni dokonania tego Wielkiego Maga
teatru.
Na 65 Międzynarodowym Festiwalu
Filmowym w Berlinie polska reżyserka Małgorzata Szumowska otrzymała Srebrnego
Niedźwiedzia za reżyserię filmu "Body/Ciało". To wielka radość i święto
filmu polskiego.
"Body/Ciało jest czymś więcej
niż filmem o ciele. To opowieść o zamkniętej w nim duszy. O wrażliwości
i samotności. O życiowej bezradności. O cierpieniu i nieumiejętności radzenia
sobie ze światem, z własnymi uczuciami, z relacjami z innymi ludźmi.
Piękne kino, które w człowieku
zostawia trwały ślad"- napisano w recenzji festiwalowej. To historia prokuratora,
jego córki cierpiącej na anoreksję, terapeutki, która ma zdolności terapeutyczne
i telepatyczne. Jak to dobrze, że ciągle kino bywa sztuką prowadzącą z
nami inteligentny, emocjonalny dialog, jak to dobrze, że ten dialog toczy
się po polsku.
W Metropolitan Opera w Nowym
Yorku 13 stycznia miała miejsce premiera opery "Jolanta. Zamek Sinobrodego"
w reżyserii Mariusza Trelińskiego.
Recenzje w nowojorskich gazetach
były entuzjastyczne - to wielki sukces polskiego twórcy i zespołu warszawskiej
Opery Narodowej.
"Jolanta" to ostatnia opera
Piotra Czajkowskiego, "Zamek Sinobrodego" jest dziełem Beli Bartoka. Obie
opowieści są bajkami znanymi wszystkim z dzieciństwa. U Czajkowskiego bohaterką
jest niewidoma księżniczka, którą ojciec-król ukrywa w chatce w lesie.
Przed nią samą i przed światem chce zataić jej kalectwo. Dziewczyna nie
ma świadomości swojej choroby i dopiero zakochujący się w niej młodzieniec
uświadamia jej, że świat to światło, kolory, miłość. Wola ujrzenia ukochanego
doprowadzi do uzdrowienia Jolanty i jak to w bajkach - będą żyć długo i
szczęśliwie.
W operze Beli Bartoka bohaterką
jest siódma żona Sinobrodego. Pojawia się w jego strasznym zamku w lesie
i ciekawość każe jej dowiedzieć się, co kryje siedem zamkniętych na klucz
komnat. Kolejno otwierane drzwi ukazują między innymi salę tortur, ogród
z krwawiącymi kwiatami, jezioro łez. Tragicznie dla bohaterki kończy się
sforsowanie ostatnich drzwi, co wiemy z bajki Grimma znanej z dzieciństwa.
Zestawione ze sobą "Jolanta"
i "Zamek Sinobrodego" w interpretacji Mariusza Trelińskiego iskrzą, stają
się dwoma odsłonami tej samej historii. Bohaterka dąży do światła, do radości,
podążając za uczuciem wyzwala się z mroku.
W drugiej części, już dojrzała
kobieta wkracza w mrok świata Sinobrodego, jakby bezwiednie powracała do
ciemności znanych jej z dzieciństwa.
U źródeł zestawienia obu
oper kryją się koncepcje psychologiczne, na których reżyser oparł swoją
wizję, poetycką i pesymistyczną, uważając, że w meandrach naszej psychiki
jest zakodowany powrót do traumy dzieciństwa, jakbyśmy mieli w sobie błąd,
co kiedyś Grecy nazwali- fatum.
Opera w reżyserii Trelińskiego
stała się opowieścią quasi-filmową, nawiązującą do poetyki horroru, opartą
na montażu planu żywego i wideo.
Obie części dzieją się w
magicznym lesie, o drzewach z wyrwanymi korzeniami. Scenografia i reżyseria
świateł są dziełami samymi w sobie tworzącymi malarski nastrój grozy.
W pamięci pozostają wirtualnie
stworzone sarny biegające po scenie - jak marzenie o lekkości, wolności
i delikatności istnienia. Znakomita inscenizacja, śpiew i aktorstwo śpiewaków,
teatr światła - wszystko to złożyło się na sukces, jaki odniósł polski
reżyser i jego zespół w Metropolitan Opera w Nowym Yorku.
Powracam do biało-czarnego
świata Montrealu, którego senność ożywiły wydarzenia w kulturze i sukcesy
polskich artystów cieszące moje polskie serce.
"Wiemy, czym jest sztuka,
dobrze znamy uczucie szczęścia
jakie nam daje, niekiedy
trudne, gorzkie, gorzko-słodkie,
a czasem tylko słodkie,
jak turecki smakołyk. Cenimy sztukę
bo chcielibyśmy wiedzieć,
czym jest nasze życie.
Żyjemy, ale nie zawsze
wiemy, co to znaczy."
Szukajmy przeżyć interesujących
i głębokich, które pozwolą nam zrozumieć. I nie dajmy zasmucić się zimie
- i życiu.
|