KONIEC ŚWIATA PRZESUNIĘTY 

Koło 10 grudnia zadzwonił do mnie kolega z Alberty i zapewne chcąc pochwalić się swoimi postępami w opanowywaniu angielskiego zapytał mnie czy wiem co powiedziała poprzedniego dnia pani Julia Gillard, premier Australii. Odpowiedziałem, że nie mam pojecia, a wtedy on na to z wyraźnym podnieceniem. "Koniecznie włącz U-Tube to zobaczysz jak premier Australii zapowiada, że koniec świata jednak przed końcem roku nastąpi." Znam mojego kolegę nieźle i rzeczywiście jest to ktoś, kto chętnie chwyta się wszelkich wierzeń i teorii spiskowych, bo pomaga mu to wytłumaczyć sobie brak logiki we współczesnym świecie pełnym, jakby powiedział Szekspir, "wrzawy, wściekłości i chaosu w sumie znaczących tyle co nic". Obejrzałem sobie zatem w całości 10-minutowe wystapienie szefowej rzadu Australii. Faktycznie, słowa  zapowiedzi o końcu świata były, choć złagodzone lekkim uśmieszkiem, a nastepnie pani Gilliard zaczęła wymieniać wszystkich winnych nadejścia tego apokaliptycznego wydarzenia: na pierwszym miejscu rzecz jasna Majowie z półwyspu Yukatan, potem zielone ludziki z Marsa, karaibscy zombies, wilkołaki, wampiry, krasnoludki itp. Wniosek był prosty - cóż ja jedna mogę przeciw tym wszystkim siłom, które się sprzysięgły aby położyć kres naszemu poplątanemu światu?
 
Rzeczywiście - słowa o końcu świata zostały wypowiedziane, ale mój kolega z Zachodu Kanady nie jest najmocniejszy w rozszyfrowywaniu takich figur retorycznych jak ironia, sarkazm itp narzędzia manipulacji słownej. Pewno też jego zasób słownictwa  pozostawia wiele do życzenia. Powinien wiedzieć, że sam fakt powołania się pani premier Gillard na Marsjan czy wampirów w drugiej części mowy unieważnia wszystko to co słuchacze mogli zrozumieć w jej pierwszych słowach. Z kolei prezenterka amerykańskiej sieci NBC rozumiejąc powagę sytuacji zaznaczyła po zakończeniu transmisji z Australii, iż mimo wszystko, kalendarz zajęć pani premier jest pełny także po znamiennej dacie 21 GRUDNIA 2012 r., a więc do całej sprawy można podejść z przymrużeniem oka. Należy w tym miejscu pogratulować kierownictwu sieci NBC poczucia zawodowej etyki. Wszak w roku poprzedzającym wybuch II Wojny Światowej słynny reżyser Orson Wells zainscenizował w formie słuchowiska radiowego atak Marsjan na Nowy Jork. Słuchowisko było tak udane, że kilkanaście osób nie przeżyło zawałów serca wywołanych hiobowymi wieściami rozpowszechnianymi przez radio. Ładna mi rozrywka. Nie każdy miał nerwy aby doczekać do końca audycji, kiedy nastapiło wyjaśnienie, że "to co przed chwilą Państwo wysłuchali jest fikcją literacką i nigdy się nie wydarzyło w rzeczywistości". Od tamtych czasów co mniej więcej dziesięć lat w świecie zachodnim (chyba najbardziej w USA) fala zbiorowej histerii - m.in. tej z powodu nadciągającej APOKALIPSY - czyni nie mniejsze spustoszenia umysłowe niż samo wydarzenie mogące być jej realną przyczyną. N.p. po ataku na wieżowce World Trade Center w Nowym Jorku zwiększyła się w USA liczba nie tylko skrajnych grup nacjonalistycznych gromadzących żywność, broń i amunicję w oczekiwaniu inwazji  wielorasowej "żydokomuny", lecz także nastąpił proces odwrotny; w oczach innych Amerykanów, także niechętnych liberalnej demokracji,  prez. George Bush stał się sługusem Izraela i współorganizatorem tragedii z 11 września 2001 r. Jego celem jak każdy lewicowy Amerykanin wie bylo pognębienie muzułmanów oraz (jak mawiali w swoim slangu marksiści) "całej postępowej ludzkości". 
 
W Polsce w ostatnich 20 latach także wykrystalizowała się całkiem pokaźna populacja, dla której świat wydarzeń społeczno-politycznych to tylko teatr marionetek, którymi poruszają zakulisowi mocodawcy - masoni, Żydzi, Fundacja Sorosa, Klub Bilderberg, KGB lub dla niektórych nawet ...Watykan. Takie nieszczeście jak katastrofa smoleńska tylko umocniło tę wizję świata. I stało się, że aktualnie nasz naród przeżywa nie jedną, ale dwie lub nawet trzy tragedie. Pierwsza jest oczywista i dotyczy wszelkich (także i tych czekających na klarowne wyjaśnienie) przyczyn potwornej katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem. Druga tragedia to niewątpliwy podział wśród Polaków w kraju i tutaj na emigracji na tych "lepszych i gorszych" - "prawdziwych i nie calkiem prawdziwych". Jedni eksponują swoją polskość rozumianą jako dążenie do wielkości, lecz są (wg. tych drugich) ofiarami perwersyjnego kultu męczeństwa i wyszukiwania rzeczywistych lub zmyślonych upokorzeń. Drudzy chcą być Polakami zdroworozsądkowymi, otwartymi na wiele z tego co świat Polsce niesie, choć łatwo jest im nalepić etykietkę cynika. Obie grupy są bezceremonialnie wykorzystywane przez żądnych władzy polityków. W sumie przypomina to z grubsza wiele sporów osiemnastowiecznych; z jednej strony hołdujący tradycjom (dobrym i złym) Sarmaci, a z drugiej małpujący Zachód i demonstrujący swoją nowoczesność kosmopolici. Co było dalej w historii - każdy wie. 

Jest jeszcze trzeci aspekt tragedii posmoleńskiej. Wydarzenia ostatnich trzech lat umożliwiły setkom tysięcy rozgoryczonych rodaków swoistą namiastkę psychologicznej "zemsty za likwidację PRLu". Nie chodzi mi tutaj wcale o byłych oficerów SB, czy rodziny aparatczyków monopartii. Oni radzą sobie nienajgorzej. Grono osób, które na likwidacji t.zw. Polski Ludowej straciły - i to bardzo - jest o wiele szersze. Paradoksalnie, wielu z nich popierało sierpniowy strajk na Wybrzeżu (1980), nie mając pojęcia, że skracają żywot dyktatorskiemu systemowi, który jednak ich jakoś żywił, pozwalał za grosze korzystać ze stołówek, tolerował podkradanie desek z fabryk czy benzyny z baz transportowych itp. Tak wyglądają realne straty większości tych z przysłowiowej "Polski B". Ta pokaźna grupa Polaków już od szeregu lat traktuje nowy ustrój jako coś, co zostało im narzucone i na tym polega ich podatność na hasła "obalenia demokracji" (postulat ONR) lub ustanowienia IV RP (postulat PISu). Totalna zmiana orientacji kraju po roku 1989 - politycznej, gospodarczej i światopoglądowej - zaskoczyła prawie wszystkich, a ich najbardziej. Była czymś w rodzaju początku KOŃCA ŚWIATA, za którego zniknięcie ktoś kiedyś musi ponieść karę. To prawda - Prezes Kaczyński i jego ludzie domagając się "repolonizacji" banków i wielu zakładów przemysłowych nie różnią się zbytnio w retoryce od gospodarczych wizji towarzyszy Gierka, Rakowskiego czy Messnera, ale ludziom żyjącym od lat psychicznie poza systemem to nic nie przeszkadza. Historia zatoczyła koło. Dawniej PZPR, a teraz właśnie PIS  mieli/mają jak najgorszą opinię o zachodnim ustroju liberalizmu parlamentarnego. Czyżby na styku dwudziestoletniego rozgoryczenia i oskarżeń o "kłamstwo smoleńskie" rodziła się na naszych oczach NOWA IDEOLOGIA, której tak bardzo było potrzeba sporym odłamom polskiej prawicy? Na odpowiedź na to pytanie trzeba trochę jeszcze poczekać.
 
W okolicach Nowego Roku prawie każdy z nas ma w zanadrzu jakieś poważne postanowienia na rok następny. Na rok 2013 proponuję tylko jedno: NIE BĘDĘ PRZYWOŁYWAŁ KOŃCA ŚWIATA NADAREMNO. 
 
 
. Michał Stefański
 

ARCHIWUM FELIETONÓW

 


 

 


BIULETYN POLONIJNY, Postal Box 13, Montreal, Qc H3X 2T7, Canada; Tel: (514) 336-8383 fax: (514) 336-7636, 
Miesięcznik rozprowadzany bezpłatnie wśród Polonii zamieszkującej obszar Montrealu i Ottawy. Wszelkie prawa zastrzeżone.