KLIN KLINEM
Drugiego dnia Nowego Roku,
korzystając z okresu świątecznego, wpadłem na jeden dzień do Ottawy. Jednym
z celów wycieczki było odwiedzenie stołecznej National Gallery of Canada.
Niezależnie od działu kanadyjskiego, jest tam przyzwoity - choć nieduży
jak na skalę europejską - przegląd sztuki światowej, a w tym europejskiej.
Kilka "rubensów, cezannów, monetów" i chyba jeden obraz Luca Giordano ucznia
wczesnobarokowego włoskiego mistrza Caravaggio. Kanadyjską bitwę pod Grunwaldem
zastępuje nieco przesłodzony obraz p.t. "Śmierć gen Wolfa w bitwie pod
Quebec City", pędzla Beniamina Westa, na którym widzimy ostatnie chwile
życia zwycięzcy pamiętnej bitwy z roku 1759, która zakończyła półtora wieku
istnienia Nowej Francji otwierając nowy rozdział w historii tych ziem.
Idąc w kierunku głównej
wystawy zastałem się w pewnej chwili w jak mi się zdawało przedsionku do
głównej wystawy. Zmierzając w stronę wystawy dziedzictwa kultury Zachodu
minąłem po lewej stronie kilka bezładnie rozrzuconych przedmiotów kojarzących
mi się z remontem. Oto 2 łopaty - w tym jedna do odśnieżania. Nasteępnie
w kącie chyba ...pisuar i jakieś pudła. Gdyby nie zwisające na drodze
z góry liny, tworzące swoistą kurtynę, za którą stał umundurowany strażnik
o wyraźnie bliskowschodnich rysach, pewno bym się wycofał. Skorzystałem
jednak z okazji, przeprosiłem strażnika za wtargnięcie na teren prac renowacyjnych
prosząc jednocześnie o wskazanie drogi do sal wystawowych. "Już jest pan
na wystawie", odpowiedział mi zmęczonym głosem młody człowiek. "Tu jest
sztuka nowoczesna, a europejska zaczyna się dwie sale dalej." Dopiero w
następnych dziesięciu salach był istotnie dorobek ostatnich 15 wieków historii
sztuki światowej (od starożytnych Indii, poprzez renesansową Europę
aż do 20 wieku reprezentowanego tutaj przez Picasso i Marca Chagalla);
tutaj też dopiero byli jacyś ludzie, widzowie chętni do oglądania i do
dzielenia się swoimi wrażeniami. W sekcji sztuki nowoczesnej przy owych
"instalacjach" nie było NIKOGO poza rzecz jasna znudzonymi strażnikami
w większości należącymi do (jak się oficjalnie mawia w Quebeku) do "rasy
innej niż biała". Nie było chętnych aby komentować możliwe znaczenia opartej
o ścianę łopaty, czy też refleksów styczniowego słońca na białym fajansie
wspomnianego wyżej naczynia. A jakież znaczenie może mieć taka ekspozycja?
Gdyby siłą doprowadzić na tę wystawę jakiegoś ucznia czy uczennicę z wczesnych
klas licealnych po namyśle nawet najsłabsi z nich zdołaliby wydukać te
jedno jedyne zdanie, które jak mantrę wbija się od 50 lat do głowy kolejnym
pokoleniom Europejczyków i Północnych Amerykanów. "Artysta chce wyrazić
w ten sposób swój protest przeciw okrucieństwu kapitalizmu i komercjalizacji
całego naszego życia " - lub coś w tym stylu. Tyle o recepcji wizualnej
sztuki nowoczesnej.
Zupełnym przypadkiem niedawno
natkąłem się na alarmistyczną informację z Indii donoszącą, iż w najbliższych
10 latach ogromny ten kraj będzie dysponował nadwyżką 500 milionów młodych
ludzi, których najpierw należy wykształcić, a potem umożliwić im znalezienie
jakiegoś zajęcia. W marcu zeszłego roku spis ludności na subkontynencie
indyjskim wykazał liczbę 1 miliard 210 milionów obywateli. (drugie miejsce
po Chinach, które liczą już tylko o 130 milionów ludzi więcej). Przeciętna
wieku Hindusa (i Hinduski) obniży się niebawem do 29 lat. Na ich
tle reszta świata (także i Chińczycy) starzeją się coraz bardziej. Jeśli
aspiracje indyjskie nie będą zaspokojone najdalej za 15 lat owa bomba demograficzna
wybuchnie. A wtedy jak łatwo przewidzieć znów zaczną po świecie harcować
Czterej Jeźdzcy Apokalipsy t.j. głód, wojna, epidemie, rozruchy itp.
Okazuje się, że konsumpcyjny tryb życia jest czymś w rodzaju arabskiego
dżinna wypuszczonego z zaczarowanej butelki. Łatwiej jest go uwolnić -
trudniej poskromić. A już najtrudniej wytłumaczyć będzie spragnionym dostatku
masom z Indii, Indonezji, Filipin czy Chin, że cywilizacja zachodnia jest
schyłkowa, że nie ma już nic do zaoferowania reszcie świata, że kapitalizm
zawiódł na całej linii. Jak tych ludzi przekonać, że jedynym co może zrobić
postępowy reprezentant cywilizacji Zachodu (w tym i artysta) to: PO PIERWSZE
- wykazać bezsens dorobku ludzkości ostatnich 5000 lat; PO DRUGIE
- zaprzestać produkcji nowych udogodnień, nowych maszyn; PO TRZECIE - oddać
Madagaskar lemurom, północ Kanady białym łosiom i niedźwiedziom, a brazylijski
interior aligatorom; PO CZWARTE - przejść na gospodarkę autarchiczną (t.j.
samowystarczalną) omijając z daleka pokusy supermarketow; PO PIĄTE
- przygotować się na spełnienie lewicowo-liberalnej Apokalipsy, czyli za
kilka lat uciec z rodziną z terenów nadmorskich na wzgórza aby stamtąd
obserwować (niczym staruszek Noe) jak gniewne wody zalewają Amsterdam,
Londyn, Petersburg, Nowy Jork, Wenecję, ...a może i Gdańsk. Czy owe setki
milionów pukające do wrót Zachodu będą w stanie przyjąć ową "ewangelię"
zawiedzionych zachodnich postępowców? Należy w to mocno wątpić.
Wbrew pozorom, obie powyższe
historie są ze sobą związane. Choćby tylko jednym pytaniem. Czy na płaszczyźnie
moralnej dawny Trzeci Świat może w czymś pomóc Zachodowi, - szczególnie
jego elitom? A zwłaszcza, czy pomoże w przezwyciężeniu owej bezradności
rozkapryszonego dziecka cywilizacji zwanej do niedawna judeochrześcijanską?
Zbyt wielu naszych uznanych intelektualistów, grafików, czy malarzy ma
mentalność pięciolatka tupiącego nogami ze złością, że inne dzieci go nie
lubią, a wycieczka na kradzione jabłka do ogrodu sąsiada się nie udała.
Może dlatego mszczą się na mniej "oświeconych" podatnikach każąc sobie
płacić ciężkie miliony za trzy kropki na białym płótnie, za krucyfiks zanurzony
w słoju z brudną wodą, za terkot muzyki techno. Dlaczego na poziomie dzielnicowych
domów kultury i szkół podstawowych zdolni, młodzi ludzie nadal pokazują
piękno naszego świata, a po upływie dziesięciu lat ci sami ludzie stwierdzają,
że pokazanie brzydoty przynosi większe dochody, a czasem i sławę? Że jakaś
fundacja nie da złamanego grosza za n.p. "krajobraz morski z Krzysztofem
Kolumbem", a kilka zawinietych w sreberko sześcianów położonych na sobie
ma szansę na wielotysięczną nagrodę? Za co? Przecież część czytelników
pamięta te frazesy ze studiów. "Za dobitne wyrażenie protestu przeciw okrucieństwu
kapitalizmu, komercjalizacji współczesnego świata, kryzysu cywilizacji
białego człowieka... itd, itp.
Czy jest jeszcze czas aby
odwrócić ten zalew pesymistycznego bełkotu? Według mnie wciąż jest. Abyśmy
my, ludzie Zachodu, zaczęli doceniać otaczający nasz świat zarówno w swoim
okrucieństwie jak też w jego pięknie, powinniśmy poprzez swoich przedstawicieli
w parlamentach i sejmach sprawić coś co większości z nas nie mieści się
w głowie. Otwórzmy jeszcze szerzej wrota imigracji z krajów biednego
południa. Dam głowę, że po kilku latach po takim wstrząsie demograficznym
znajdą się jednak w Europie i obu Amerykach ludzie (w tym też artyści),
którzy zaczną doceniać walory cywilizacji w jakiej żyją. Czasem najlepsza
jest terapia wstrząsowa. Zgorzkniały Rzymianin z okolic roku 450
po Chrystusie mógł zapraszać ówczesnych "barbarzyńców" zza Dunaju i Renu.
Ja czynię niniejszym to samo i mówię ich następcom zza wielkiej wody.
Przyjeżdżajcie moi drodzy - skośnoocy, kawowi,zarni itp. Wy będziecie lekarstwem
na nasze wygodnictwo, na nasz marazm, nasze depresje i frustracje. Szok
schyłku kultury należy leczyć innym szokiem, a klin wybijać klinem.
|