O ORLE Z ZĘBU, ORLIKU Z KANADY
I KILKU INNYCH SPRAWACH
Choć od dzieciństwa maniacko
śledzę transmisje sportowe, nie jestem wielkim entuzjastą skoków narciarskich
i to nie tylko dlatego, że jako chłopiec zmarzłem kiedyś piekielnie pod
zakopiańską Wielką Krokwią. Podziwiam odwagę ludzi, którzy przypinają do
nóg dwie deski i lecą w przepaść, ale oglądanie przez dwie godziny kilkudziesięciu
facetów, którzy wyglądają w powietrzu niemal dokładnie tak samo,
wydaje mi się zajęciem równie fascynującym, jak kiedyś podziwianie sowieckich
filmów, sławiących kolejne zwycięstwo Armii Czerwonej. A odkąd zaczęto
dodawać i odejmować punkty za siłę i kierunek wiatru cała ta sprawa stała
się dla mnie zbyt skomplikowana.
Kiedy jednak usłyszałem,
że polski zawodnik, Kamil Stoch z podhalańskiej wioski Ząb wygrał dwa pierwsze
konkursy Turnieju Czterech Skoczni, najważniejszej imprezy roku, zasiadłem
mimo różnicy czasu przed telewizorem.
I nie zawiodłem się. Ten
młody chłopiec (oni wszyscy w tych hełmach wyglądają jak dzieci) wygrał
trzeci konkurs, w dwa dni potem czwarty i oczywiście cały turniej. Wszyscy
- no, może prawie wszyscy - żyjemy wspomnieniami o triumfach Marusarza,
Fortuny i Małysza, ale wynik Stocha to największy chyba sukces w dziejach
polskiego narciarstwa. Kiedy po zakończeniu czwartego konkursu do naszego
reprezentanta podszedł Sven Hannavald, jedyny w dziejach człowiek, który
też wygrał wszystkie cztery konkursy i powiedział "Witaj w klubie!", "Orzeł
z Zębu" wyraził żal, że klub jest tak nieliczny, więc nie będzie można
w nim urządzać hucznych imprez towarzyskich.
Zwycięstwo Polaka doceniły
zagraniczne media. Gazeta "Die Presse am Sonntag" postawiła go w rzędzie
takich tytanów jak Roger Federer, Jaromir Jagr i Michael Jordan, a La Gazetta
Dello Sport nazwała go królem turnieju. Jest to niezwykle cenne w sytuacji,
w której inne dyscypliny zimowe nie przynoszą Polakom wielu chwil
radości. Narciarstwo alpejskie na tym poziomie wyczynu praktycznie nie
istnieje, a polscy biegacze, żeby konkurować z zagranicznymi rywalami,
musieliby chyba startować godzinę przed nimi. Wiem, wiem, chlubnym wyjątkiem
jest fenomenalna Justyna Kowalczyk, ale jakoś o niej ostatnio nie słychać.
Ważne jest też to, że w skład
polskiej kadry skoczków, trenowanych przez wybitnego austriackiego specjalistę,
Stefana Horngachera, wchodzi oprócz Stocha jeszcze kilku zawodników, którzy
mogą osiągać wyniki na poziomie światowym. Czego im, Państwu i sobie życzę
z okazji Nowego Roku.
P.S. Kilka miesięcy temu
informowałem czytelników tej rubryczki o sukcesach młodego kierowcy wyścigowego,
Raphaela Forcier, w którego żyłach płynie polska krew (jest bowiem wnukiem
mieszkającego w Rawdon znanego architekta, doktora Jerzego Pawulskiego,
który sfinansował jego pierwsze kroki w świecie sportów motorowych). Miło
mi donieść, że ten niezwykle uzdolniony młody człowiek zajął w ubiegłym
sezonie drugie miejsce w amerykańskiej lidze Formuły 4, będącej zapleczem
słynnej (i bajecznie bogatej) Formuły I. O tym, że jego kariera rozwija
się prawidłowo świadczy też to, iż został zaproszony na testy przez kierownictwo
hiszpańskiej ekipy Drive X, biorącej udział w zawodach formuły Euro Open.
Odbyły się one w Walencji w dniach 19-20 grudnia 2017 roku. Niebawem dowiemy
się więc w jakiej ekipie i jakiej formule będzie startował w roku 2018
- sprawa jest bardziej skomplikowana niż może sobie wyobrazić taki laik
jak ja, gdyż kluczem do powodzenia jest znalezienie odpowiednio zamożnych
sponsorów, ale jestem pewien, że rodzina, która kieruje jego karierą, zadba
o to, by nie zmarnował swego talentu. Obiecuję, że będę śledził poczynania
tego osiememnastolatka i informował Czytelników o jego kolejnych sukcesach.
A tymczasem raz jeszcze życzę wszystkim udanego roku 2018!
.. |
|
Andrzej Ronikier
ARCHIWUM
FELIETONÓW |
POLEĆ
TEN ARTYKUŁ ZNAJOMYM Z FACEBOOKA |
|
|
,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,, |
,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,, |
|