"NA TYM ŚWIECIE NIE ZNAM
NIC BARDZIEJ TAJEMNICZEGO OD WODY" - EMIL CIORAN
|
... |
Zastanawiałem
się długo, jakiemu tematowi poświęcić dzisiejszy artykuł, czy ja czasem
Państwa nie zanudzam, czy może nie leję zbyt wiele wody
no właśnie, a
gdyby tak coś o wodzie? Toż to obok powietrza najważniejsze, co trzyma
nas przy życiu. Niech więc dziś będzie o wodzie, ale nie przesadnie "prozaicznie",
niech też będzie "symbolicznie". Zanurzmy więc się w głębiny ludzkiej kultury
i spójrzmy na rolę wody w dawnych wierzeniach, obrzędach, rytuałach, mitach...
Truizmem byłoby pisać, jakie
jest jej znaczenie w życiu człowieka, jaką rolę w nim odgrywa. Podobnie
też w kulturze symbolicznej od zarania pradziejów występowała w wielu aspektach.
Bo przecież i dla nas inne znaczenie ma woda czysta, inne mętna, stojącą
albo płynąca, spokojna lub wzburzona. O tym właśnie, o wieloznacznej symbolice
wody będzie dzisiejsza opowieść. |
.. |
|
|
Gdybym miał zadać pytanie o
jakieś mniej prozaiczne skojarzenia z wodą padałyby chyba bardzo różne
odpowiedzi. Wspomniano by z pewnością o wodzie święconej, śmigusie-dyngusie,
topieniu Marzanny, Styksie, może - przekornie - o utopcach z kargulowej
studni.... można wymieniać i wymieniać, bo tych znaczeń jest wiele i nie
o wszystkich uda się dziś powiedzieć.
Styks, rzeka umarłych, granica
między dwoma światami, uniemożliwiająca mieszanie się bytów. Święta rzeka
starożytnego świata, znana z mitów, stanowiła widoczną barierą już w czasach
zamierzchłych, prehistorycznych. Badania archeologiczne skupisk osadniczych
- na które składają się siedziby ludzkie, miejsca niezamieszkane, ale wykorzystywane
gospodarczo i cmentarzyska - wskazują wyraźnie, że w wielu kulturach pradziejowych
zmarłych chowano z dala od osad, właśnie "za wodą": za rzeką, strumieniem,
potokiem. W okresie wczesnego średniowiecza zmarłego wyposażano w drobną
monetę - nazywaną "obolem umarłych" - którą zwykło się władać w usta lub
dłoń denata. Jest to niewątpliwie proste skojarzenie z opłatą dla Charona
- mitycznego przewoźnika dusz przez Styks do Hadesu; idea która pojawiła
się w Polsce wraz z chrześcijaństwem i - mimo zakazów Kościoła - trwała
w niektórych parafiach aż po początki XVII wieku. Wspomnę może przy okazji,
że moneta nie zniknęła z obrzędów pogrzebowych do współczesności, ale już
w innym znaczeniu. Otóż jeszcze w początkach XX wieku dwa "miedziaki" układane
były na powiekach zmarłego, by ten nie zechciał ich otworzyć. Tu i ówdzie
(na Lubelszczyźnie, Podkarpaciu, czy na Kujawach) przebąkiwano jednak przy
okazji, że pieniądze mogą się nieboszczykowi przydać, gdy będzie wędrował
w zaświaty - czy na opłacenie się świętemu Piotrowi, czyżby stara tradycja
wciąż się nie przeżyła?
Innym przejawem symbolicznej
przeprawy zmarłego przez wody "zapomnienia" do świata umarłych są pochówki
dokonywane w łodziach, znane chyba wszystkim z filmów o Wikingach. Ale
i na innych obszarach odkrywano groby, których jamy - przypominające łodzie
- okładano drewnem lub kamieniami, jak to czynili choćby Słowianie Połabscy
z terenów dzisiejszych Niemiec północno-wschodnich, wczesnośredniowieczni
Pomorzanie, czy Rusini w okolicach Kijowa.
Na szczęście woda nie kojarzy
się tylko ze śmiercią, nie każda bowiem jest ponura. Woda czysta to życie,
woda wartka to czas i los człowieczy, to nadzieja. Dlatego pewnie panny
chodziły nad rzekę w Noc Kupały, by uplecione przez siebie wianki oddać
pod wróżbę. Jeśli szybko go pochwycił któryś z chłopaków dziewczyna miała
nadzieję na szybkie zamążpójście (wszak zainteresowany już się czaił na
brzegu). Gorzej, gdy wianek zaczął wirować - to przepowiadało długotrwałe
dziewictwo. Pewne nadzieje - choć też odwleczone w czasie - budził ten,
który odpłynął w siną dal - wróżyło to co prawda odwleczone małżeństwo,
ale za to z kimś z odległych krain; może ciekawszych, bogatszych? O wianku,
który zatonął zapomnijmy może - to nie było nic dobrego. Skoro już przy
"mokrych" obyczajach "przedmałżeńskich" jesteśmy to niedopatrzeniem wielkim
byłoby nie wspomnieć o śmigusie-dyngusie. Oj, jakże dobrze było, gdy dziewczyna
wracała do domu czerwona, wysmagana - "wyśmigana" - gałązkami wierzbowymi
moczonymi w wodzie. Znaczyło to, że wielu kawalerów się za nią uganiało.
Równie atrakcyjna musiała być i ta zmoczona, na której suchej nitki znaleźć
nie było można; to też była wróżba szybkiego wydania córuni za mąż. O suchych
i bladych wspominać nie będziemy, cóż - tym razem się nie powiodło. Ale
zwyczaj ten nie tylko - a raczej nie przede wszystkim - przewidywaniom
matrymonialnych służył, choć dzisiaj za taki jest uważany. Zatracił bowiem
swe symboliczne znaczenie związane z kultem płodności, odradzaniem się
życia na wiosnę.
Miejscami bardzo istotnymi
w wierzeniach były źródła - miejsca rodzenia się rzek. Nie jestem w stanie
powiedzieć, kiedy te miejsca zaczęto otaczać kultem - chyba nikt nie jest
w stanie wyznaczyć jego daty początkowej. Niemniej jednak już w neolicie
- młodszej epoce kamienia, czasach początków rolnictwa - źródła otaczano
czcią. Jej przejawami są liczne znaleziska wotów: naczyń (być może pierwotnie
czymś wypełnionych), przedmiotów wykonanych z różnych surowców (również
złotych), a nawet ofiar ze zwierząt i ludzi. Bo źródła mogły być siedzibami
bóstw nie zawsze ludziom przychylnych. I tu trafiamy na "topielców" z kargulowej
studni. Wody świata słowiańskiego wypełnione były różnymi postaciami. Znajdziemy
w nich wymienionych już topielców, wodniki, goplanki, panny wodne, rusałki,
topielice, wodnice, dziwożony, smoki, nieznane z imienia potwory i inne
stwory. Wszystkie one czyhają na ludzi, wabią w głębiny, płoszą konie i
bydło - generalnie szkodzą, przeszkadzają, zabijają. Brzegi jezior i rzek
to również miejsca sabatów czarownic, a miejsca szczególnie głębokie, pełne
wirów to siedziby diabła. No cóż, mnie się zdaje, ze te "stwory" miały
po części wartości "praktyczne"; strach przed nimi pozwalał na uniknięcie
niebezpieczeństw, zwłaszcza wśród ciekawskich dzieciaków. Oprócz nich w
wodach żyły potężniejsze bóstwa, które powodowały powodzie, ale i susze.
I im także należały się ofiary. Kościół - żywy uczestnik życia społeczności
- i te odwieczne mity starał się wykorzystać. Stąd też w wielu miejscach
objawień, miejscach kultu, znajdujemy źródła i "święte" sadzawki z cudowną
wodą, którą czasem jakiś mniej rozgarnięty wierny "odczarowywał" obmywając
nią schorowane oczy krowy, czy ochwacone końskie kopyta.
Jeszcze o dość niecnym sposobie
wykorzystania wody w procesach czarownic, tak zwanym pławieniu, części
"próbie wody". Dlaczego niecnym? Otóż ze względu na wiadomy wynik. Próbie
tej poddawano kobiety podejrzane o konszachty z diabłem "odpowiednio" do
niej przygotowywane. Biedaczka, związana i zawieszana na sznurze, opuszczana
była do wody (stawu, jeziora, rzeki) w ubraniu, a że ówczesna moda wymagała
kilku warstw długich i obszernych spódnic i fartuchów, między nimi powstawała
poduszka powietrza utrzymująca pławioną na wodzie. Zanim odzież nasiąkła
dostatecznie kat nakazywał wyciągnięcie kobiety z wody obwieszczając zidentyfikowanie
kolejnej czarownicy. Tak to woda, uznawana za symbol czystości, odmawiała
przyjęcia do siebie wspólniczki szatana, wydając na nią wyrok śmierci.
Już na zakończenie opowiastka
z przeszłości własnej. W wierzeniach Słowian kładka i most odgrywały bardzo
istotną rolę, choćby przez fakt połączenia dwóch przeciwległych światów
- świata żywych i świata "za rzeką", świata umarłych. Bezpieczne przejście
bywało obłożone ofiarami składanymi na jednym z brzegów, bądź zrzucanymi
do wody. I teraz moje wspomnienie z dzieciństwa (ale proszę się nie śmiać).
Jest taki most w Pakości - małym miasteczku na pograniczu Kujaw i Pałuk,
a więc wszystko pasuje, most graniczny nad Notecią. Otóż przed wyruszeniem
z domu na wycieczkę do Żnina mnie - kilkuletnie dziecko - postraszono tym
mostem. Mój dziadek - wymieniany wcześniej kilkakrotnie - powiedział mi,
że trzeba będzie tam złożyć ofiarę. Nie byle jaką i nie byle komu, ale
starej, brzydkiej wiedźmie, która na tym moście siedzi i żąda od dzieci,
aby ją pocałowały. Myślę, że rozumiecie Państwo, jak bardzo wystraszyły
mnie te przeżytki starych wierzeń pogańskich i jak bardzo cieszyłem się
z "nastania ery mechanizacji", która ową "wiedźmę" z mostu wywiała na długo
przed moim przyjazdem.
|