Kiedyś dostaję list. Z Niemiec! Zdziwiłam się, bo nikogo w NiemŹczech nie
znam ani znać nie chcę. Mało to krzywd wyrządzili? Mało ludzi wymordowali?
Mojego ojca tak zbili, bo kontyngentu nie oddał w porę, że chłop z tego
pobicia umarł, matkę i nas - dziewięcioro drobiazgu - sierotami zostawiając.
Człowiek do końca życia krzywdy nie zapomni...
Zdziwiona otwieram list, patrzę, a to od bratanka. Skąd on w Niemczech
się znalazł?
Pisze:
Kochana
Ciociu!
Ratuj w potrzebie i do Ameryki mnie ściągnij! Wolność wybrałem i jako polityczny
uchodźca w Niemczech się znalazłem. Na stale tutaj nie zostanę, bo Szwabów
nie cierpię. Do Ameryki chcę koniecznie. Na głowie stawaj, a sprawę załatw!
Inaczej zginę!
Kochający Stasio
Na czym mogłam, to stanęłam. Po miesiącu czekałam na niego na lotnisku.
Chłop jak dąb! Całkiem do nieboszczyka dziadka podobny. A wygaŹdany! Jakby
uniwersytety kończył.
- Nareszcie,
ciotka! Wolność! Świat otworem stoi! Tylko korzysŹtać... - wrzasnął radośnie
na powitanie.
- Oj, dziecko!
- odezwałam się. - Nie wszystko tutaj tak różowo wygląda. Nie! Zresztą
przekonasz się sam...
- Co mi tam,
ciotko, będziesz truła! przerwał. - Co ty o świecie wiesz? Tutaj trzeba
być postępowym, żeby z kopyta, po amerykańsku...
Trzeba przyznać, że zaczął tak, jak sobie wymarzył, po amerykańsŹku! Dostał
zasiłek, skierowanie do bezpłatnej szkoły oraz zieloną kartę. Zamieszkał
u mnie. Siedzi tak miesiąc, dwa, trzy.
- Stasiu -
mówię do niego pewnego dnia. - Może byś tak w wolnych chwilach jakiejś
roboty się chwycił, co? Mnie samej ciężko, sam widzisz, ile muszę się nagimnastykować
żeby wyjść na swoje...
- Ciotce ciężko!
- wybuchnął śmiechem, Mało jeszcze ciotce spadków, kamienic i Bóg wie czego!
Mało? Bajkami niech ciotka karmi swoich lokatorów, których jak może, na
wszystkie sposoby okrada. O, dobre ziółko z ciotki, dooobre...
- Jezus! Maria!
I ty tak do mnie?...
- Po której
ciotka stronie stoi? - nie dal mi dokończyć. - Może czerwoni się podobają?
zapytał podejrzliwie. - Może ciotce nakazano gnębić tych, co za sprawiedliwość
musieli Polskę opuścić? A może te majątki to nie tylko ze spadków, co?...
- Co też ty,
Stachu, wygadujesz? Zwariowałeś! - przestraszyłam się. - Ja? Ja bym za
komunistami miała być? Ja, co to ich wprost znieść nie mogłam i nigdy nawet
na głosowanie nie poszłam. Kiedyś to krowę musiałam sprzedać, żeby karę
zapłacić, bo milicjanta, który przyszedł kradzionego drewna szukać, w chlewie
zamknęłam i wypuściłam dopiero wieczorem. Jak już drzewo było dobrze schowane!
Jak ty możesz mnie podejrzewać! Cała gmina wiedziała, że jestem anty,
nawet zakazane miałam iść w pochodzie pierwszomajowym, żeby czasem nie
tak jak potrzeba nie krzyknąć.
A tutaj? W Ameryce! Kto na wszystkie demonstracje latał i pomidoŹrami skurczybyków
obrzucał? Choć fotografowali, żeby ludzi odstraŹszyć. Ja! Ja chodziłam.
I nie tylko ja, ale i wszyscy ci, którym z miejsca, na powitanie, tak jak
tobie, kart zielonych nie dawali, ale jak przestępŹców ścigali, że strach
było na ulicę wyjść.
Straszenie zostaw dla kogo innego! Pomyśl, co będziesz dalej robił, bo
na moim utrzymaniu długo być nie możesz. Nie ty jeden na moje ręce patrzysz...
- Jak skończę
szkołę, to do roboty pójdę. Muszę się najpierw języka nauczyć. A ciotki
obowiązkiem jest pomóc, a nie amerykańską zachłannością się zasłaniać!
- spojrzał na mnie spode łba...
Z tą nauką to różnie bywało. Więcej po knajpach i ulicach się włóczył,
jak szkoły patrzał. Po roku przyszło zawiadomienie, że stypendium odebrali...
- Teraz, Stachu
- zwróciłam się jak do człowieka - na nic się już nie oglądaj, tylko szukaj
roboty. Jeszcze miesiąc możesz być na moim utrzymaniu. Ani dnia dłużej!
- powiedziałam stanowczo.
- Do byle roboty
nie pójdę! burknął. - Mam zieloną kartę...
Ale wiadomo, jak ktoś ma piasek w rękawach, to i zielona karta niewiele
pomoże. Obijał się z kąta w kąt, wałkonił, a o robocie nie myślał.
Kiedyś wyszedł z domu rano i wrócił dopiero po tygodniu. Już na policję
miałam dawać znać, żeby go szukali. Mało to nieszczęść na każdym kroku?...
- Ciotko! -
zaczął wprost z progu. - Dość mam już tej zgnilizny. Tak mi tutaj wszystko
obrzydło, że dłużej nie wytrzymam. Na te wasze gęby, modlące się do dolara,
już patrzeć nie mogę. Każdy patrzy, aby drugiego wykorzystać, a jeszcze
się dobroczyńcą obwołuje, społecznikiem. Ja do kultury przyzwyczajony,
a tutaj co by mnie czekało? Co? Knajpy pełne pijusów, pikniki starych bab,
spacery po Jackowie zaraz po sumie? Nie, to nie dla mnie! Wracam do Polski!
Tam moje miejsce...
- Stasiu! Co
ty? Czyś ty rozum postradał! - stanęłam jak wryta.
- Toż ty polityczny!
Do więzienia cię wsadzą! Na długie lata! - lamentowałam...
- Co ciotka
za głupstwa wygaduje! A bo to mało politycznych powracało? I co im zrobili?
Nic! Żyją se jak żyli. Nawet lepiej, bo każdy z nich trochę dolarów zabrał
ze sobą! Myślę, że ciotka też mi na drogę nie poskąpi. Wstyd by było przed
całą rodziną, żebym z gołymi rękoma od takiej bogaczki wracał... Nikt by
nie uwierzył w ciotki dolary, kamienice... A jak będą pytać, jak tam naprawdę
jest w tej Ameryce, to opowiem. Dokumentnie! Szczerą prawdę! Nawet w telewizji!
Gdzie tylko będą chcieli! Opowiem... Żeby ludziom oczy otworzyć...
Nie mogłam tego słuchać i wyszłam z domu. Ot, patriota! Żółć się we mnie
przewracała. Ale jemu nie powiedziałam, co myślę. Po co? Kto wie, kim on
teraz jest? Może przekręcili go na swoją stronę? No, no... Ale czy mogłoby
tak być? Toż on za głupi...
Ale czy tylko mądrzy tam siedzą? - ogarnęły mnie podejrzenia.
- Mało to między
nimi takich jak Staszek, albo jeszcze głupszych?... Tom się doczekała!
Choć krew mnie zalewała, bilet wykupiłam, tysiąc dolarów do łapy i jedź!
Jedź do swoich! Tam twoje miejsce. Odetchnęłam dopiero, jak samolot wysoko
wzbił się w powietrze.
Długo me mogłam znaleźć sobie miejsca. Żeby taki smarkacz tak mnie oszukał!
|