LOTERYJNE
PRZEMYŚLENIA
Witam
szanowną Polonię. Dziś odbiegam od tematu filmowego i zajmę się nieco zawiłą
kwestią która, domyślam się, nurtuje wielu z nas. Już wiele tysięcy, aż
głupio się przyznać, razy rozmyślałem o możliwości wygrania milionów złotych,
czy innej waluty, w Lotka. A gram już od dawna, najpierw w Montrealu, a
teraz w Warszawie. Naprowadziło mnie to z biegiem czasu na refleksje wręcz
ontologiczne, na temat natury rzeczywistości, a czasem i religii.
Jaki
jest w tej całej rzeczywistości determinizm? Bo chyba na boską pomoc jednak
nie ma co liczyć. Mało jest prawdopodobne aby jakaś nadistota ingerowała
dla naszego spełnienia finansowego w chaotyczny taniec kuleczek, w obracającym
się bębnie z przezroczystego plastiku, którym dokonuje się co parę dni
losowania. Ale i tak założę się, że KAŻDY kto wygrywa, bo ja też bym to
zrobił, dziękuje Panu Bogu i ulubionym Świętym, że wreszcie go wysłuchali.
Czuje się wybrańcem losu, a jest przecież tylko malutkim punktem w olbrzymim,
prawie nieskończonym, zbiorze statystycznych możliwości. Skoro miliony
ludzi grają, to na kogoś musi w końcu paść. Kiedyś nawet wymyśliłem sobie
taką ilustrację możliwości wygrania w Totka. Jest to matematycznie kilkanaście
milionów do jednego. Czyli wyobraźmy sobie odcinek szosy o długości około
150 km. Aby wygrać, musimy, jadąc tą szosą, zatrzymać się w konkretnym
momencie i wbić w ziemię kij o grubości 1 cm. Gdy trafimy w ten właściwy
punkt długości 1 cm na tej raczej długiej drodze, to Bingo!
A więc
jesteśmy skazani, grając w lotka, na prawie doskonały przypadek i zrządzenie
losu. Ale powiedzmy, że skreślam dziś numery na jutro. Czy fakt, że zagram
lub nie zagram dziś tymi numerami ma jakikolwiek wpływ na jutrzejsze, wylosowane
numery? Rzeczywistość, czyli głównie to TERAZ, płynące na nieuchwytnej
cięciwie między PRZEDTEM a POTEM, jest podobno połączona i rządzi się prawem
przyczyny i skutku. Tak twierdzą różne, mniej lub bardziej nawiedzone,
filozofie. I raczej się z tym zgadzam. Ruch skrzydełek motyla w Australii
MA jakiś, nieskończenie nikły, ale zawsze, wpływ na powstanie huraganu
w Ameryce Północnej. Ale nie mamy żadnej możliwości SPRAWDZENIA co by było
gdyby
Jest tylko to, co się dzieje teraz, i to co się wydarzyło. Pewne
rzeczy można przewidzieć. Gdy rzucam piłkę, to bardzo prawdopodobne, że
ona poleci w danym kierunku, a nie na przykład wróci mi do ręki spiralnym
lotem. Taka dość skomplikowana istota jak mój kot, także jest przewidywalna.
Gdy jest głodny, to miauczy, a gdy samotny to pakuje mi się na kolana.
Ale nie ma możliwości sprawdzenia nawet dwóch alternatyw wydarzeń. NIE
WIEM, i się za przysłowiowe Chiny, nigdy się nie dowiem czy fakt, że wydam
te 15 zł dziś, w jakiś sposób wpłynie na jutrzejsze losowanie. Pojęcie
losu, przeznaczenia, jest stare jak ludzkość i bardzo mądre. Tyle że jako
gatunek sapiens możemy już coraz bardziej świadomie podejmować decyzje
i oczekiwać spodziewanych konsekwencji. Cała nasza cywilizacja się na tym
opiera. Szliśmy na polowanie, jeszcze jako małpiatki, w celu złapania zdobyczy
na obiad. Dziś każdy, każdego dnia, wykonuje setki mniejszych lub większych
działań w celu osiągnięcia czegoś. Jasne jak drut. Ale pewnych rzeczy nie
da się przewidzieć. I zazwyczaj boimy się nieprzewidywalnego. Jadąc rano
do pracy, chcemy aby wszystko było według planu. Nie lubimy wypadków na
naszej drodze. A chaos jest denerwujący, albo wręcz przerażający. Bo o
wiele łatwiej jest wpaść pod samochód prowadzony przez gościa, który właśnie
dostał zawału, niż na przykład dostać taki samochód w prezencie od szczodrego
milionera, który właśnie ma gest. To co przykre jest niestety o wiele częstsze,
i bardziej prawdopodobne, niż to co powoduje radość. Świadomość tego odróżnia
dorosłych od dzieci. A grając w tego Lotka, tak właściwie to rzucamy dziecinne
wyzwanie losowi i chaosowi. A nuż widelec?
Wasz
|