SAJ
FAJ I TAKI MÓJ MISZ-MASZ
Witam
ponownie szanowną Polonię. Tutaj w Polsce lato w pełni. Słoneczne dni przeplatają
się z pochmurnymi i deszczowymi. Życie toczy się swoim rytmem, pomimo pełzającego
zamachu stanu jaki funduje nam Nieomylna i Miłościwie Rządząca Partia.
Sympatyków jej po prostu nie rozumiem i przepraszam jeśli ich urażę. Oni
raczej nie przepraszają za nic. To już nawet nie jest śmieszne, i trzeba
to tylko znosić jak jakąś paskudną chorobę. Wiele środowisk, mediów i obywateli
stara się walczyć z nadużyciami obecnie panujących ale nie bardzo wiadomo
do czego to doprowadzi.
Nie
będę się za bardzo rozwodził politycznie, bo to nie moja działka, ale chcę
przekazać moje głębokie zaniepokojenie, tak jak to zrobił Prezydent Barak
Obama w zeszłym roku, drastycznymi, autorytarnymi zmianami w polskiej polityce
oraz w naszym kraju. Jeśli nie podoba się wam polityka Donalda Trumpa,
to polityka Kaczyńskiego i jego obozu idzie w podobnym stylu i nurcie.
Wracając
do kina. Czytam obecnie biografię Georga Lucasa pt. A Life. Jest
raczej niestety nudnawa. Lucas jest genialnym wizjonerem, odpowiedzialnym
m. in. za wszystkie Wojny Gwiezdne, system dźwiękowy THX, postępy
w animacji komputerowej i wiele innych nowoczesnych rozwiązań wizualnych.
Ale w biografii wychodzi on bardziej na biznesmena dbającego o swoje pomysły,
kontrolę, i horrendalne dochody. Kilka lat temu Lucas sprzedał całe swoje
imperium Wojen Gwiezdnych Disney'owi za niebagatelną sumkę 4 miliardów
dolarów. Może i dobrze, bo jego ostatnie filmowe osiągnięcia na tym polu
nie były zbytnio powalające. Za to wyprodukowany już przez Disney'a niedawny
Łotr
1 (Rogue 1) jest znakomitym epizodem w uniwersum Wojen Gwiezdnych.
Niezrównana
i bardzo na fali Scarlett Johanson zagrała w ekranizacji japońskiego filmu
animowanego z 1995 roku pt. Ghost in the Shell. Rzecz się dzieje
w niedalekiej przyszłości gdy zaawansowana robotyka pozwala na stworzenie
cyborgów o ludzkim umyśle ale sztucznym ciele. Johanson gra prototyp takiego
cyborga, o szybkim refleksie i umiejętnościach walki ze złymi przestępcami.
Niestety, to co fascynowało 20 lat temu, teraz jest już nieco ograne. Film
się miło ogląda, strona techniczno-wizualna jest bez zarzutu. Ale cała
historia znika z naszej pamięci zaraz po wyjściu z kina.
Trochę
bardziej wyrazisty i oryginalny jest najnowszy film Ridleya Scotta z jego
uniwersum Obcego, czyli Alien - Covenant (Obcy - Przymierze). Rzecz
się dzieje kilkadziesiąt lat po Prometeuszu i tutaj statek ziemskich
kolonizatorów trafia na planetę na której wylądował statek obcej cywilizacji
zajęty przez robota i kobietę z finału Prometeusza. Wszystko jest trochę
schematyczne gdy załoga musi się zmierzyć ze wszechobecnymi zarodnikami
Obcego i jego pochodnych. Krew się leje, ludzie krzyczą itp. Czyli to co
zwykle. Pewnym nowum jest tu konfrontacja dwóch wyglądających identycznie
robotów różnych generacji (znakomita, jasno błyszcząca obecnie gwiazda
- Michael Fassbender w obu rolach). Jest dużo niejasności co do tego co
się stało w przeszłości, ale w skrócie jeden z tych robotów nieco zwariował
i jest gotów poświęcić wszystko i wszystkich dla swoich badań nad Obcymi.
Obecnie
z Fantastyki mamy też na ekranach film Wonder Woman - trochę żeński
odpowiednik Supermana - który zbiera świetne krytyki i dużo zysków w kinach.
To chyba będzie mój kolejny wypad do kina.
Lato
to zazwyczaj pora Blockbusterów - najbardziej kasowych filmów roku.
Oskary są miłe, ale nie zapominajmy że kino to jednak show-business. Dla
mnie najciekawsza pozycja jest od Francuza Luc'a Besson'a (tego od Nikity
i Piątego Elementu) który powraca do fantastyki naukowej. W Lipcu
wchodzi na ekrany jego Valerian and the City of a Thousand Planets.
Kosmiczni agenci Valerian i Laurelina zostają wysłani z misją przeprowadzenia
śledztwa w międzygalaktycznym Mieście Tysiąca Planet. Zapowiada się ciekawie.
Do następnego, i miłego lata!
wasz,
|