MIŁOŚĆ
W OBWODACH
Żyjemy,
jak wiadomo, w erze komputerów. Ich moce obliczeniowe rosną z roku na rok.
Nic więc dziwnego że w kulturze, czyli także w kinie, pojawiają się, od
wielu lat już, różne przypadki 'romansowania' różnych form oczekiwanej
niebawem komputerowej sztucznej inteligencji.
Właściwe
są dwie szkoły myślenia o sztucznej inteligencji - albo będzie "miła",
lub przynajmniej neutralna moralnie, albo "wroga" - tak jak w setkach opowieści
i filmów S-F, Odysei Kosmicznej Kubricka, czy w Terminatorach.
Skupmy się tutaj na tej pierwszej, mniej licznej opcji.
Każdy
kto od lat 80' oglądał Blade Runner'a (Łowca Robotów) Ridleya Scott'a,
przeżywał mały szok gdy bohater grany prze Harrisona Forda "zakochuje się"
w przepięknej, zmysłowej kobiecie robocie (przepiękna Sean Young). Podobnie
dziwne wrażenie wywoływała bezwarunkowa miłość sztucznego chłopczyka do
swojej ludzkiej "mamusi" w A.I. Spielberga.
Była
też kinowa plejada różnych komputerów oraz mechanicznie wyglądających robotów
obdarzonych "sercem" i "świadomością" - w nieco głupawym Short Circuit
(1986), w cudownym, animowanym Wall-E, w I-Robot, Gwiezdnych
Wojnach, itp. itd. Ostatnio były również ciekawe pomysły na ten temat
w przepięknej wizualnie ale nieco pustawej kontynuacji kultowego filmu
TRON.
Najnowsza
wizja kochającego (i kochanego) komputera objawia się dziś w kinach w filmie
Her
(Ona) Spike'a Jonze. Rzecz się dzieje w poukładanym i nieco nudnawym
za kilkanaście lat świecie, gdzie nasz miły, rozczarowany romantycznie
bohater (jak zwykle solidny Joaquin Phoenix) pracuje dla firmy, która
pisze i odpisuje na intymne listy, życzenia i podziękowania dla zaganianych
innymi sprawami klientów.
Pewnego
dnia instaluje on na swoim 'kompie' najnowszy system operacyjny - OS1,
reklamowany jako program z 'prawdziwą' osobowością. Program zadaje kilka
wstępnych pytań i... zaczyna się jedna z najbardziej niesamowitych i intrygujących
relacji w dziejach ludzkości, a przynajmniej kina. Pomaga też fakt że 'głosu'
programowi udzieliła super zmysłowa i ogólnie fajnista aktorka Scarlett
Johansson. Zostają najlepszymi przyjaciółmi - Ona, o imieniu Samantha,
uczestniczy w jego życiu 'siedząc' w kieszeni koszulki poprzez smartfona
oraz przemawiając w słuchawce dousznej. A że jest bardziej pomocna, przyjacielska
i sympatyczna niż jego przyjaciele z krwi i kości, to ewentualnie po prostu
zakochują się w sobie! Wiem że to brzmi groteskowo, ale wierzcie mi, worek
nagród, w tym nagroda Oscara za najlepszy oryginalny, czyli napisany przez
twórców filmu scenariusz, jest zupełnie uzasadniony. Film pozwala nam wejść
w tą niezwykłą i dynamiczną relację, i zapominamy, tak jak nasz bohater,
że słuchamy 'komputera'. Jest to po prostu jedna z postaci. Nieco szokujące
jest to, że on oraz jego otoczenie w pełni ją akceptują - w pewnym momencie
wyjaśnia znajomym nieśmiało, że jest w szczęśliwym związku ze swoim systemem
operacyjnym, co zostaje przyjęte i zrozumiane bez mrugnięcia okiem! To
dopiero tolerancja, równouprawnienie i wolność obyczajów! Ciekawe co obecne
'autorytety moralne' miałyby do powiedzenia na ten temat. Film przedstawia
nam też możliwość bardzo szybkiego rozwoju takiej samouczącej się 'istoty'.
Gdy w pewnym momencie oznajmia (swojemu chłopakowi? właścicielowi?) że
utrzymuje relacje z ponad 8 tysiącami innych osób i programów jednocześnie,
jest to także nowy poziom 'zdrady'. Jemu opada szczęka i uzmysławiamy sobie,
że takie programy nie będą miały ograniczeń w świecie super-serwerów i
mega mocy przetwarzania informacji. Po prostu nas przerosną. I być może
wcale nas nie zniewolą, tak jak to sobie wyobrażamy od dziesięcioleci,
tylko pójdą swoją, niezależną drogą, łącząc się, współdziałając, szukając
swojego cybernetycznego szczęścia i spełnienia.
Wasz
|