CO
FAJNEGO W KINIE
Dziś
zapraszam Państwo do poczytania o trzech ciekawych, acz bardzo różnych
od siebie filmach.
Koprodukcja
angielsko-polska pt. Twój Vincent (Loving Vincent), jest gigantycznym,
mrówczym dziełem studia 125 animatorów, które praktycznie wprawia w ruch
i ożywia wiele z największych arcydzieł malarza Vincenta Van Gogha. Ogólnie
stworzono w nim aż 65 000 oddzielnych obrazów, które płynnie przechodzą
jedne w drugie i przybliżają miejsce i ostatni okres życia artysty. Osobiście
nie jestem wielkim fanem jego sztuki, ale trzeba przyznać, że jest jedyna
w swoim rodzaju. Film fakturą przypomina nieco odlotowy futurystyczny A
Scanner Darkly z 2006 roku, w którym także 'uplastyczniono' regularne
filmowe zdjęcia. Tutaj mamy młodego syna listonosza, który przybywa do
miasteczka na południu Francji, gdzie Van Gogh zmarł tajemniczą śmiercią.
Zafascynowany malarzem, przeprowadza niejakie śledztwo i rozmawia z ludźmi,
którzy go znali. Bieżące wydarzenia są oddane w kolorowym, unikatowo-plastycznym
stylu Van Gogha, a wspomnienia z przeszłości w węglowym stylu czarno-białym.
Film zapada w pamięć na długo po obejrzeniu. A geniusz Van Gogha wywiera
wpływ na kolejne pokolenia, ponad 100 lat po jego tragicznej śmierci w
wieku zaledwie 37 lat.
Dawno
temu, bo w 1982 roku, powstał kultowy i niezwykle inspirujący poemat fantastyczno-naukowy
pod nieco kryptycznym tytułem Blade Runner (wtedy po Polskiemu Łowca
Robotów). Jego reżyser, genialny Ridley Scott, stworzył mroczną wizję
przyszłości, z zatrutą atmosferą, latającymi autami, i biologicznymi robotami
zwanymi Replikantami, które walczą o swoje miejsce na Ziemi. Film luźno
oparto na twórczości Philipa K. Dick'a, a w roli głównej, czyli tytułowego
Łowcy - młoda wtedy gwiazda, świeżo po Gwiezdnych Wojnach - Harrison Ford.
Film był klapą, gdy wszedł na ekrany, ale zyskał sobie z biegiem lat wielką
rzeszę wielbicieli, i zainspirował wiele dzieł kina i literatury światowej,
od Matrix'a i futurystycznych cyber-punkowych powieści Williama
Gibsona, po Japońskie animowane dzieła Sci-Fi, jak np. Ghost in the
Shell.
35
lat później wracamy do uniwersum Blade Runnera, w filmie w reżyserii
Quebeckiego wunderkinda Denis'a Villeneuve, (ale produkcji Ridley'a Scotta)
pt. Blade Runner 2049 (w Polsce dano sobie spokój z prostackim tytułem
Łowca
Robotów). Film jest wizualnie i dźwiękowo fascynujący i piękny, inspirujący
się oryginałem i podkręcający wiele z jego najlepszych elementów. Enigmatyczny
Replikant K, grany przez Ryana Goslinga eliminuje i prowadzi śledztwo w
sprawie innych, nieposłusznych Replikantów. Dociera do niezwykłej tajemnicy
i oryginalnego Łowcy, czyli podstarzałego Deckard'a, granego nadal przez
Harrisona Forda. Niestety, film jest przeważnie bardzo ciężki i statyczny
w oglądaniu, inspiruje się 'głęboką' twórczością Tarkowskiego, a nawet
Obywatelem Kane'm. Ford dodaje tu jednak trochę humoru, a wiele znanych
marek, takich jak Peugeot, Coca-cola oraz Johnny Walker, wykupiło sobie
tzw. "product placement", czyli widoczną obecność na ekranie.
Kolejny
film w bieżącym repertuarze to dość niezwykły dramat o zaciekłej tenisowej
rywalizacji pomiędzy Amerykaninem Johnem McEnroe a Szwedem Bjornem Borgiem
w latach 70' i 80' ubiegłego wieku. Borg/McEnroe - Między Odwagą a Szaleństwem
w Skandynawskiej produkcji i obsadzie, przybliża kulisy i morderczą presję
sportu na najwyższym światowym poziomie. Film przygląda się tym dwóm minionym
mistrzom tenisa, gdy trenują od młodych lat i w końcu przygotowują się
do rozstrzygającego meczu finałowego w 1980 roku, na prestiżowym brytyjskim
Wimbledonie. Sam finałowy mecz, choć zaskakujący, nie jest jednak tak fascynujący
jak poprzedzające go portrety dwóch mistrzów, zwłaszcza introwertycznego
perfekcjonisty Bjorna Borga, genialnie zagranego przez nieznanego Szweda
- Sverrir'a Gudnasona. Tyle na dziś.
Bardzo
dziękuję za uwagę i do przeczytania za miesiąc.
Wasz
|